Trolls look for reasons to hate but really what they are mad at is the fact they are not included in anything ever.
Koniec października, trochę spontanicznie, trochę był to prezent urodzinowy, a trochę chęć ruszenia się gdzieś dalej, bo wakacje były słabe wyjazdowo. Padło na Norwegię i mimo że były to tylko cztery dni, to chyba wszystkim nam te 4 dni dobrze zrobiły. Było wyjątkowo dobrze, była to pierwsza podróż mojej córki samolotem, była niezła (jak na Bergen) pogoda, bo podobno jest to najbardziej deszczowe miasto Europy, było pyszne jedzenie, aromatyczna, czarna kawa (w Norwegii głównie taką się pija), spacer po zabytkowej dzielnicy Bryggen (gdzie jest zakaz sprzedaży wyrobów „made in China”), nieziemska, jak na ten kraj przystało przyroda i fenomenalne wnętrze domu, w którym mieszkaliśmy.
To już czwarty raz, kiedy odwiedzam krainę trolli, czyli Norwegię i po raz czwarty jestem tak samo, totalnie zachwycony tym nie takim malutkim krajem, którego terytorium obejmuje zachodnią i północną część Półwyspu Skandynawskiego. Totalnie! Z czym od zawsze kojarzył mi się ten kraj? Z wikingami, to chyba oczywiste, bo to właśnie ten ród zamieszkiwał tereny obecnej Norwegii i mimo że nie zawsze i wszędzie cieszy się dobrą sławą, to jednak krążące o norweskich wikingach legendy mówią, że ci doskonali żeglarze mieli dotrzeć nie tylko do Islandii, Grenlandii, ale nawet do Francji i samej Ameryki. Norwegia też od zawsze kojarzy mi się z Nagrodami Nobla, bo to właśnie ten kraj otrzymał przywilej od samego fundatora wręczania tegoż trofeum. Słyszałem też, choć nie jest to potwierdzone, a nie mam w zwyczaju wszystkiego sprawdzać w necie, że to właśnie w tym kraju powstały pierwsze narty i to tu spopularyzowany został ten sport. Podczas tej wizyty dowiedziałem się jednak o jeszcze jednym wynalazku, z którego Norwegowie są podobno bardzo dumni, a ja, wstyd przyznać, nawet nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje (oczywiście, już jest w moim posiadaniu). Chodzi o krajalnicę do sera (zainteresowani wygooglują sobie: Ostehøvel). Może wydawać się, że to banał, jednak zapewniam, że jeśli raz się tego użyje, to pragnie się mieć takie narzędzie na własność. No i jeszcze coś, z czym zawsze Norwegia mi się będzie kojarzyć, coś, co pasuje do tego kraju wręcz idealnie, a mianowicie trolle. Mimo że o trollach (dzięki popularności fantasy) krąży wiele legend, to jednak te tutaj nie mają z nimi za wiele wspólnego. Te tutaj to człekokształtne, szkaradne i pozbawione poczucia humoru istoty, które zamieszkują górzyste tereny i niedostępne, norweskie lasy. Nawet tubylcy przyznają, że tutejsze trolle są niebezpieczne, złośliwe i mają bardzo niskie IQ. Podoba mi się, że w Norwegii dba się o kultywowanie tradycji, bo nawiązania do tych mitycznych stworów można znaleźć właściwie wszędzie: od sklepików z pamiątkami na lotnisku począwszy, poprzez nadruki tych słodziaków na swetrach, czy koszulkach, na rzeźbach w lasach skończywszy. I to właśnie te ostatnie zrobiły na mnie największe wrażenie. Drugiego dnia wybraliśmy się na Floyen – tak, wiem, 320 m n.p.m. może nie robić wielkiego wrażenia, ale przypominam, że byliśmy tam z 3-latką. To właśnie tam znajduje się Las Trolli. Resztę niech opowiedzą zdjęcia.
Always crust your instincts
Podróże nierozerwalnie kojarzą mi się również z dobrym jedzenie, bo bez wątpienia ważnym elementem poznawania danego kraju jest smakowanie jego kulinarnych specjałów. Smaki na pewno przywołują też wspomnienia, których później szukamy w swoim mieście, albo próbujemy odtworzyć je w naszej kuchni. Tym razem nie było wyjątku. Jedzenie, które było nam serwowane, smakowało znakomicie. Oczywiście, że głównie trafiały się i lokalne smaczki takie, jak: krewetki, makrele, a nawet wątroba dorsza, ale na stół wjeżdżały także dania z dalekiej Azji, jak crispy duck, którą jadło się w bułeczkach, które wyglądały jak kluski na parze, pyszne sery i inne specjały, których nazw ze względu na język norweski, którego totalnie nie ogarniam, nie zdołałem zapamiętać. Było naprawdę przepysznie!
The antidote to exhaustion isn’t rest. It’s nature.
Chyba każdy, kto był kiedyś w Norwegii, na pewno nie mógł pozostać obojętny na przepiękną i niespotykaną chyba w żadnym innym miejscu na ziemi, wyjątkową naturę, która jest chyba największym atutem tego kraju. Nie ma się co dziwić, że Norwegia uznawana jest za jeden z widokowo najpiękniejszych krajów na kuli ziemskiej, bo nie sposób opisać jest słowami, jak wyjątkowe jest to miejsce – żadne słowa nie mają aż takiej wizualnej mocy. Ile byśmy nie mówili o zapierających dech widokach na fiordy, o nieskalanej przyrodzie – Norwegii nie da się opisać, trzeba ją po prostu zobaczyć. Surowe piękno norweskiego krajobrazu odbiega od nieco ckliwych klimatów, jakie oferuje południe Europy. Tu natura uderza dostojeństwem, szlachetnością i powagą.
To był naprawdę fantastyczny wypad. Cieszę się, że byliśmy tam we trójkę, bo mimo że podróżowanie z 3-latką ma trochę inny charakter niż ten, do którego zdołałem przez ostatnie lata przywyknąć, to jednak absolutnie nie mogę napisać, że jest gorzej. O nie! W trakcie podróżowania z dzieckiem zwraca się po prostu uwagę na inne rzeczy, inaczej się planuje, inaczej doświadcza atrakcji na miejscu, inaczej spędza czas. Ja wychodzę z założenia, że jedyne ograniczenia istnieją tylko w naszych głowach, a podróżowanie z małym dzieckiem jest nie tylko możliwe, ale przede wszystkim dostarcza także wiele radości.