L-Tales

✓ TEARLESS GRIEF BLEEDS INWARDLY

50-ta rocznica, zwana w niektórych kręgach złotą, to nie w kij dmuchał. W sobotę miałem okazję być na 50-tych opowieściach, które od lat w katowickim INQbatorze organizują ekipy Psylesia i Ashoka. Wszystko rozpoczęło się od pamiętnej imprezy Fractal Tales, 23 lutego 2007 roku, choć tak naprawdę ekipa Psylesia imprezy zaczęła organizować ładnych parę lat wcześniej. Włóczyła się trochę po Śląsku i okolicach, organizując imprezy w różnych klubach, zanim na stałe nie osiedliła się w legendarnym katowickim Inq. I prawie co do dnia w sobotę minęło 10 lat i zarazem 50-ta edycja imprezy spod szyldu Tales. To naprawdę szmat czasu, godziny spędzone w klubie na przygotowaniu i sprzątaniu po imprezie, tysiące uczestników, którzy przez te wszystkie lata zdołali się przewinąć przez te imprezy, 50 nieprzespanych nocy. Voilà.
Na tą okazję organizatorzy naprawdę się postarali, bo headliner’em tej edycji był jeden z moich ulubionych reprezentantów tego gatunku. Szwajcar, Ralph Knobloch, choć na pewno bardziej znany wszystkim pod aliasem Braincell, to bez wątpienia jedna z najbardziej wyrazistych postaci na światowej scenie psychedelic trance, odpowiedzialny jest za wydanie 5 pełnych albumów i wielu singli. Miał okazję grywać chyba na wszystkich liczących się festiwalach i klubach nie tylko w Europie i na świecie, a każdy, kto choć trochę „siedzi” w tej muzyce, na pewno słyszał już o tym projekcie i jego dokonaniach. Pierwsze trzy albumy Szwajcar wydał za sprawą macedońskiego labela, Glowing Flame Records i to właśnie z tą wytwórnią związany był najdłużej. Zanim jednak poświęcił się na dobre muzyce elektronicznej, swojego szczęścia próbował, grając w zespole rock’owym i to podobno z całkiem niezłym rezultatem. Ralph jest multiinstrumentalistą, oprócz syntezatorów, kontrolerów MiDi, knobów i innych pokręteł świetnie radzi sobie z grą na perkusji, gitarze, a podobno nawet i trąbce. Miałem okazję słyszeć go już kilka razy i za każdym razem zbierałem szczękę z podłogi, także tym bardziej cieszyłem się, że będę miał okazję usłyszeć go znów i to w Katowicach.

✓ LET MY SPIRIT FLY

Wydarzenie: L-Tales
Miejsce: klub INQ, Katowice, PL
Data: 25.02.2017

Braincell pozamiatał! Nic więcej pisać nie trzeba, bo zrozumie to tylko ten, kto miał tą niewątpliwą przyjemność, by posłuchać tej nocy jego live act’u. Top Notch, Panie Ralph. Nic dodać, nic ująć, po prostu sztos. Oczywiście nie był to jedyny gość, który tej nocy władał parkietem. Fani mrocznych brzmień mieli okazję posłuchać Ochena [Medulla Oblognata/LeśnaSzajka], który moim skromnym zdaniem już dawno zapracował sobie na miano najlepszego forestowo/darkowego grajka w Polsce. Jak zwykle podczas jego setów panował niezwykły klimat, na który na pewno wpływał wirtuozerski dobór kawałków, który połączony był z wyśmienitą techniką. Osobiście nie jestem fanem tego gatunku, ale sety Bartka zawsze trzymają równy, dobry poziom. Zwolennicy nieco bardziej energetycznego grania na pewno mogli dać wyraz swojego zadowolenia podczas setów Magów Psychedelicznej Nuty, czyli popularnych czarodziejów, którzy wraz z rezydentami z Psylesii sprawili, że wielu o tej nocy szybko nie zapomni. Oj działo się, działo.

✓ KEEP YOUR HEAD UP

Jednak nie samym main’em człowiek żyje, więc przenieśmy się na chwilę na drugą scenę, czyli tzw. Ashoka Stage. Kiedyś chillout organizowany prze ekipę Ashoka miał miejsce na tzw. małej salce i osobiście przyznam, że były to dla mnie najlepsze imprezy. Obecnie na chillout zaadoptowana jest salka barowa i scena bardziej przypomina groove, niż typowy, leżący chill, jednak nie ma tego złego, też jest dobrze. Tej nocy zagrali na niej świetnego, długiego i mrocznego seta panowie z Enhanced Perception. Projekt, za którym stoją trzy osoby, choć od jakiegoś czasu aktywnie działają jedynie dwie i właśnie w takim składzie pojawili się oni w Katowicach. Ich korzenie to przede wszystkim muzyka trance i progressive, szczególnie progressive breaks, a także chillout, ambient i downtempo, jednak gatunki chyba nigdy nie były dla nich najważniejsze. I jak to mają w zwyczaju, nie zawiedli również i tym razem. Całkiem miło bujało też przy secie Czecha o wdzięcznym aliasie Martyzan z kolektywu USE, który zagrał bardzo przekrojowo, serwując kojące psybreaki, energetyczne chillouty i zaskakujące mieszanki niezaszufladkowanego gatunku world music. Jak dla mnie – mission accomplished.

Pełna fotorelacja tutaj: Click!