Świerkowe Zacisze

✓  ALL GOOD THINGS ARE WILD & FREE

Do tego roku wakacje miałem zawsze zaplanowane na długi czas przed sezonem. Nie jestem typem osoby, która wszystko planuje, dlatego od razu postaram się o sprostowanie, że “zaplanowane” wyklucza przymiotnik “spontaniczne”, bo w moim przypadku absolutnie nie wyklucza, a może raczej nie wykluczał. Już wyjaśniam. Z racji wykonywanego przeze mnie zawodu, mam trochę dłuższy urlop niż przeciętny śmiertelnik pracujący na etacie i mimo że wielu uważa to za niesłuszne, mam to gdzieś i pozdrawiam ich tylko środkowym palcem. Dłuższy urlop dawał mi w okresie letnim możliwość kilku wyjazdów: zawsze był jakiś festiwal, czasem dwa lub trzy, bo kocham festiwale, jakiś wypad za granicę, samotny wyjazd w góry, obowiązkowo rowery, no i zawsze też przytrafił się jeszcze jakiś spontan, z którego to namiętnie korzystałem. Takich weekendowych, czy jednonocnych wypadów nawet nie liczę, bo to przecież nie mieści się w normach wyjazdów wakacyjnych, prawda? Jednak w tym roku, jako że na świat przyszła Zoja – mój kochany „córek” – moje wakacje przybrały nieco inną formę niż te, do których zdołałem przywyknąć. Czy gorszą? Absolutnie nie! Po prostu inną! Nadal na wszystko jestem w stanie znaleźć czas, ale trzeba nim po prostu bardziej racjonalnie zarządzać, ot co! Pojawia się zatem pytanie, czy czegoś mi brakuje i czy za czymś tęsknię z tamtych czasów (brzmi trochę jak zamierzchłe czasy, które odeszły beznamiętnie w zapomnienie)? Byłbym hipokrytą. gdybym odpowiedział, że nie, bo na pewno tęsknię za wypadami na motocyklu za miasto, za tysiącami (to nie hiperbola) kilometrów zrobionymi na rowerze, czy imprezami do białego rana, bo przecież mogłem odsypiać potem do południa. Jednak, jak napisałem wcześniej i na to wszystko spokojnie można znaleźć czas, tylko trzeba wprowadzić odrobinę logistyki. Amen! 
(Mam wrażenie, że ostatnie zdanie zabrzmiało trochę jak wycięte z wpisu jakiejś „instamatki”, na końcu brakowało jedynie pytania wymuszającego komentarze w stylu: a jak Wy radzicie sobie z brakiem czasu dla siebie?)

✓  INSIDE ALL OF US IS A WILD THING

Jednak do rzeczy, bo jak zwykle rozpisałem się, odchodząc od tematu. Wakacje, przynajmniej pierwszą ich część postanowiliśmy spędzić z dala od cywilizacji. Nie jesteśmy aż takimi hardkorami, żeby pojechać np. nad polskie morze w szczycie sezonu, bo pewnie musiałbym wstawać o 5.00 rano, by rozbić parawan na plaży, gdzieś obok pana z wywalonym bojlerem i wąsami, który wraz z małżonką w bikini, które pamięta czasy towarzysza Cyrankiewicza, gapić się w morze o temperaturze 17-stu stopni, a wieczorem iść na flądrę smażoną w trzydniowym oleju. No, thanks! Jednak znalezienie czegoś na odludziu okazało się nie lada wyzwaniem, jeśli nie zrobiło się rezerwacji przynajmniej w styczniu, no chyba, że opłata za nocleg w wysokości tysiaka na głowę nie stanowi dla kogoś problemu. Jednak nie ma co tracić wiary, bo jak mawia znana, łacińska sentencja: „audaces fortuna iuvat”, czyli mniej więcej: „głupi ma zawsze szczęście” – mam i ja!

Miejsce nazywa się Świerkowe Zacisze i znajduje się między Suchą Beskidzką a Lanckoroną. W necie wyglądało to całkiem dobrze, nawet zbyt dobrze, bym powiedział, ale nie ma się co dziwić, w necie większość ofert tak przecież wygląda, więc początkowo moje zaufanie było bardzo ograniczone. Podkreślam, że początkowo, bo jak tylko przyjechałem na miejsce, wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Świerkowe Zacisze to dwa domki, Sóweczka (10-cioosobowy) i Orzechówka (6-cioosobowy), położone w totalnej dziczy, otoczone lasem z dala od drogi, zabudowań, ludzi i sklepów. Samochód musieliśmy zostawić na parkingu na dole, gdzie czekał już na nas Pan Piotr (rezydent), który po przepakowaniu wszystkich naszych gratów (trochę tego było, łącznie z zapasami jedzenia i picia na kilka dni), wiózł nas wysoko pod górę, wierzcie mi na słowo, żeby tam wjechać własnym samochodem, trzeba mieć naprawdę konkretnego SUV’a z napędem 4×4, bo jakaś RAV4 pewnie nie wyjechałaby nawet do połowy. Jechaliśmy przez las po bardzo wyboistej, kamiennej, mocno eksponowanej powierzchni do momentu, kiedy droga po prostu się skończyła. Sóweczka i Orzechówka zbudowane zostały na polanie w lesie i stanęły w miejscu starego gospodarstwa rolnego, gdzie faktycznie jeden z nich pełnił rolę domu, a drugi stodoły. Jak przeczytać możemy na stronie Zacisza:

Serdecznie Państwa zapraszamy na wypoczynek w zgodzie z naturą w przepięknej miejscowości Baczyn, niedaleko Suchej Beskidzkiej.
Malowniczy krajobraz, wzgórza pokryte lasami jodłowo-świerkowymi, czyste powietrze, leczniczy mikroklimat sprawiają, że jest to bardzo atrakcyjny teren dla różnych form wypoczynku.
Naturalne bogactwo wsi stanowią lasy zasobne w grzyby, jagody, jeżyny, maliny, które przyciągają nie tylko okolicznych mieszkańców, ale i turystów. Przez teren gminy przebiegają liczne szlaki turystyczne, które prowadzą do atrakcyjnych miejscowości, na okoliczne góry oraz do Lanckorony. 

I nie ma w tym grama przesady. Mieliśmy ogromne szczęście, bo okazało się, że do drugiego domku nie dojechali goście, więc całą polankę mieliśmy dla siebie (so much win!). Domki są świetnie urządzone, estetyką nawiązują do sztuki regionalnej Beskidów, a dodatkowo właściciele zadbali, by nie wyglądało to kiczowato, a o to akurat w dzisiejszych czasach bardzo łatwo. Kuchnia przystosowana jest do przygotowywania ciepłych posiłków, na wyposażeniu jest również kilka porządnych, żeliwnych grilli, wędzarnik, kominek w salonie, sauna i jacuzzi – to ostatnie to prawdziwa perełka, spędziłem tam chyba z 10 godzin podczas 3-dniowego pobytu. Jacuzzi nie znajduje się w żadnym z budynków, jest, nie licząc daszku, który ma chronić przed słońcem lub deszczem pod gołym niebem, tuż przy lesie. Wyobraźcie sobie klimat, jaki tam panował w nocy – zero ludzi w promieniu kilku kilometrów, my bez samochodu, kompletnie sami i jacuzzi – za którym przepadam od dziecka – SZTOS! Nie pamiętam, kiedy tak odpocząłem. 

✓  NOTHING IS MORE BEAUTIFUL THAN THE LOVELINESS OF WOODS BEFORE SUNRISE

Posiłki, kawa czy nawet zimne piwo, które spożywa się na świeżym powietrzu, zawsze smakują w sposób szczególny, tu wyjątku nie było, zwyczajne śniadania były po prostu przepyszne – oczywiście musieliśmy wcześniej zaopatrzyć się w odpowiednią ilość zapasów, bo do sklepu był niezły kawał drogi, a dodatkowo wnoszenie zakupów na górę było nie lada wyzwaniem.

Nie ma co się rozdrabniać, spontaniczny wypad okazał się być niezwykły pod wieloma względami. Były to moje pierwsze wakacje z córką, która spisała się na medal i idealnie przystosowała się do otoczenia. Miejsce okazało się być po prostu bajeczne, a fakt, że byliśmy tam sami, to już w ogóle los wygrany na loterii. Jednak od zawsze powtarzam, że to ludzie tworzą miejsca i gdyby nie „ekipa”, to na pewno nie byłoby tak samo. Dziękuję, a Świerkowe Zacisze szczerze polecam.

A tak wyglądało to miejsce z lotu ptaka:

www.swierkowe-zacisze.pl