To jest wieczór na piosenkę – pomyślał Włóczykij. – Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi z sobą dobrze. 🌼
23 lipca jest 204, a do końca roku pozostało 161 dni. Imieniny tego dnia obchodzą: Bogna, Jan i Żelisław, a w Egipcie obchodzone jest Święto Rewolucji, tylko kogo to tak naprawdę obchodzi? No właśnie! Nikogo! Jednak dzień ten jest wyjątkowy z zupełnie innego powodu, niewiele osób wie, że tego dnia w Polsce obchodzony jest także Dzień Włóczykija. Wooo-hooo!
W tym roku, przyznam bez bicia, pomysł na zrobienie zdjęcia pojawił się dopiero na dwa dni przed Dniem Włóczykija i mimo że nieskromnie pisząc, uważam, że był dosyć dobry w zamyśle, to jednak czasu na jego wykonanie niestety za wiele nie miałem. W tym roku zakupiłem busa, którym podróżuję i jest to dla mnie idealne rozwiązanie, pozwalające na swobodne przemieszczanie się z jednego pięknego miejsca w drugie. To właśnie bus miał być motywem przewodnim i koniecznie musiał znaleźć się na fotografii z okazji Dnia Włóczykija. Do tego celu postanowiłem wykorzystać kultowy już model VW Bulli z lat 60-tych, który nie przypadkiem posiadam – mowa oczywiście o zabawce, a nie prawdziwym egzemplarzu, na który zapewne nie byłoby mnie stać. Do tego oczywiście rower, bo idealnie połączyć obie pasje, no i Włóczykij musi trzymać w ręku aparat fotograficzny, ale to akurat dosyć powszechny motyw na moich zdjęciach. Wieczorem zabrałem córkę na plac zabaw, wszystko już miałem przygotowane, jednak zawsze największą trudność sprawia mi znalezienie odpowiedniego miejsca na wykonanie fotografii. Wysokie trawy sprawiają, że ludzik zwyczajnie nie jest widoczny, trudno go ustawić, żeby się nie przewracał i dochodzi jeszcze mnóstwo innych rzeczy, których (by nie przynudzać) nie będę tu opisywał. Moja córka nie jest zbyt cierpliwa, chyba jak każda czterolatka, więc akcja musiała być przemyślana i szybka, bo samo wyciąganie i rozkładanie rekwizytów, nie mówiąc o nastawach aparatu, zajmuje w jej ocenie mnóstwo czasu. Na szczęście znaleźliśmy staw, odrobinę przerzedzonej trawy, gdzie rozstawiliśmy wszystko i wykonałem dosłownie kilka strzałów, licząc, że coś z tego wyjdzie, bo moja Zojka wymyśliła, że pójdzie zamoczyć nogi. Początkowo, średnio byłem zadowolony z tego zdjęcia, ale biorąc od uwagę jego spersonalizowany charakter i warunki, w jakich powstało, musiało się tu znaleźć.