Porto | Portugal

Porto-São Bento – chyba najładniejszy dworzec kolejowy na jakim byłem.

Porto to magiczne miasto, inne niż wszystkie, w których do tej pory miałem okazję być. Czułem się tam jak w Brazylii, na długo wcześniej niż dowiedziałem się, że nazywane jest europejskim Rio de Janeiro. Wystarczy przyjechać tu raz, aby pochłonęło człowieka bez reszty i albo od razu się w nim zakocha albo… jest wyzuty i wyjałowiony z wszystkich zmysłów emocjonalnych, jest ignorantem na różne dziedziny sztuki (a może i wszystkie na raz) i totalnie niewrażliwy na piękno.
Za każdym razem, kiedy snułem się po wąskich, brukowanych uliczkach tego starego miasta, w mojej głowie odtwarzały się sceny z licznych powieści mojego ulubionego bitnika, Kerouaca, które czytałem po kilka razy. Oczywiście mam świadomość, że większość jego podróży miała miejsce po kontynentach obu Ameryk i najpewniej nigdy nie był on nawet w Portugalii, to jednak to miasto bezustannie kojarzyło mi się z bohaterami opowiadań Lonesome Traveler, podróży Raya Smitha i Japhyego Rydera z Włóczęgów Dharmy, no i oczywiście młodego pisarza, Sala Paradise, który wraz z nieobliczalnym bradiagą, Deanem Moriarty’m wyruszył w szaleńczą wyprawę po Ameryce. Nie będę może dodawał, że w co drugiej napotkanej dziewczynie widziałem Marylou, choć akurat nie wiem, czy to było właściwe i dobrze o mnie świadczyło.

“The sun goes down long and red. All the magic names of the valley unrolled – Manteca, Madera, all the rest.
Soon it got dusk, a grapy dusk, a purple dusk over tangerine groves and long melon field;
the sun the color of pressed grapes, slashed with burgundy red, the fields the color of love and Spanish mysteries.
I stuck my head out the window and took deep breaths of the fragant air. It was the most beautiful of all moments.”

― Jack Kerouac, On the Road

Nie mam zamiaru pisać, co warto zwiedzić, gdzie pójść, a których miejsc lepiej unikać, zostawię to tym, którzy zrobią to lepiej, a poza tym mnóstwo tego w necie i każdym, miernym nawet przewodniku turystycznym. Jednak wspomnę o dwóch rzeczach, z którymi Porto już zawsze będzie mi się kojarzyło, i które sprawiły, że to miasto kupiło mnie w całości. Pierwsza rzecz to zachody słońca, które w żadnym innym miejscu nie wyglądają tak samo, wiem brzmi to z lekka banalnie, ale zapewniam, że wystarczy poczekać, aż słońce będzie chyliło się ku zachodowi, by zrozumieć, że nie ma w tym krzty przesady. Druga rzecz, która sprawiła, że oniemiałem wręcz z zachwytu, to położona nad rzeką, stara, rybacka dzielnica nazywana Ribeira. Nie mam jednak na myśli tej turystycznej części, gdzie panowie w słomkowych kapeluszach piją wino w ogródkach drogich restauracji, a mniej wybredni turyści kupują magnesy na lodówki. Mam na myśli stare, biedne, ale wciąż zamieszkałe przez najuboższych slumsy, które przypominały mi kadry z filmu Miasto Boga (swoją drogą polecam), którego akcja rozgrywa się w zubożałych przedmieściach Rio. Palmy, powybijane szyby w oknach, zachodzące słońce odbijające się od wybrukowanej drogi, porośnięte mchem dachy walących się kamienic i przechadzające się leniwie koty. Sztos.

…and the sun went down.
W sporej części centrum Porto wciąż mieszkają najbiedniejsi, slamsy jednak wizualnie dodają miastu uroku i tym bardziej przypominają mi Rio.
Bogowie designu.

✓ EXPLORE THE UNSEEN.

Są takie miejsca na tej planecie, które nikogo nie pozostawiają obojętnym i można do nich wracać bez końca. Porto to jedno z takich miejsc. Wąskie uliczki, najpiękniejsze zachody słońca, jakie widziałem, będąc w mieście, położenie miasta między Oceanem Atlantyckim i rzeką Douro, brazylijska dzielnica Ribeira, biało-niebieskie mozaiki azulejos umieszczone na większości budynków, kolonialna zabudowa, architektura pamiętająca czasy setek lat wstecz, barki przycumowane do brzegu, którymi spławiano tradycyjnie wino z plantacji, no i niezliczone zaułki, zakamarki wyglądają po prostu zjawiskowo.

Most Ponte Dom Luis I to architektoniczny majstersztyk, którego nie można pominąć.
Stadion FC Porto – Estadio do Dragao. Oczywiście zaliczony.
Colourful Porto
Takie tam z szatni…
Azulejos – biało-niebieskie kafelki, którymi wyłożona jest większość budynków nie tylko w Porto, ale całej Portugalii.
Trochę jak na Goa.
Po lewej mural jakich w Porto setki. Po prawej księgarnia Livraria Lello, która zachwyciła samą JK Rowling będąc dla niej inspiracją podczas pisania Harry Pottera.
No i standardowo: street photo.

I jeszcze jeden, bo nie mogłoby go przecież zabraknąć, a wierci mi dziurę w głowie za każdym razem od momentu, kiedy po raz pierwszy go przeczytałem:

“[…]the only people for me are the mad ones, the ones who are mad to live, mad to talk, mad to be saved, desirous of everything at the same time,
the ones who never yawn or say a commonplace thing, but burn, burn, burn like fabulous yellow roman candles exploding like spiders across the stars
and in the middle you see the blue centerlight pop and everybody goes “Awww!”

― Jack Kerouac, On the Road

Close Menu