Mimo że raczej unikam personalnych tematów dotyczących mojej rodziny na forach publicznych i staram się zachować pewną część swojego życia jedynie dla siebie, no i najbliższych, to jednak dziś pokuszę się o małe uzewnętrznienie. Oczywiście, nie będzie to odsłonięcie wszystkich spraw opatrzonych etykietą: intymne, ale myślę, że temat jak najbardziej zasługuje na osobny wpis, o czym zresztą już nie raz i nie dwa pisałem. Dziś mamy 12-go marca, a to oznacza, że dziś mija dokładnie rok, odkąd funkcjonowanie jednostek systemu oświaty zostało „czasowo” ograniczone. Niby nic, ale dla mnie oznacza to nie tylko fakt, że właściwie mija właśnie rok, odkąd nie pracuję w sposób, do jakiego przywyknąć zdołałem, bo mimo że oczywiście pracowałem zdalnie jak większość populacji i kilka razy nawet musiałem pojawić się w szkole na jakichś egzaminach, to jednak wiadomo, że to nie to samo. Jest jednak jeszcze jeden ważniejszy powód, otóż dziś też mija rok, odkąd jestem ze swoją córką w domu, czyli znalazłem się w wyjątkowej (jak na mężczyznę) sytuacji, bo przyjąłem rolę, którą najczęściej pełnią kobiety. Rok wyjątkowy, szczególny, nadzwyczajny, zawrotny, niezwykły, niebywały, osobliwy, niesłychany, nieprawdopodobny, zjawiskowy, nieziemski – a to wciąż za mało, by opisać, jak naprawdę było. Użycie każdego wymienionego wcześniej przymiotnika mógłbym poprzeć milionem przykładów, które jedynie potwierdziłyby, że dobór ich nie był przypadkiem, bo nigdy w moim życiu nie wydarzyło się tak wiele, nie zmagałem się z tak różnymi emocjami i nie dane mi było przeżyć tylu niesamowitych chwil w tak krótkim czasie. Obiecałem sobie, że tym razem dużo pisał nie będę, niech przemówią fotografie i choć w niewielkim stopniu pokażą, jak było, to jednak muszę od razu na wstępie zaznaczyć pewną ważną kwestię: otóż jeszcze zanim Zoja przyszła na świat, ustaliliśmy z Kasią (mamą Zoi), że nie będziemy publikować w mediach społecznościowych jej wizerunku, a przynajmniej nie tak, by było widać jej buzię. Powód może i jest nieco prozaiczny, ale uważamy, że dziecko to autonomiczna jednostka, która nie jest naszą własnością i która ma również swoje prawa. Oczywiście, zaraz przyczepi się jakiś „ekstremista”, że skoro tak, to może niech też sama decyduje, czy zakładać czapkę, kiedy na zewnątrz jest -15 albo że ma prawo oglądać bajki do piątej nad ranem, jak i decydować o tym, czy chce iść do przedszkola, czy nie. Ja jednak widzę pewną różnicę w tym, że jako rodzic wprowadzasz pewne prawa, obowiązki, nakazy i zakazy, mając na uwadze dobro swojej pociechy, to, że chcesz wychować tego małego ludzika na kogoś wartościowego i szczerze wierzysz, że naprawdę tak będzie dla niego lepiej, od zwykłego żonglowania jego wizerunkiem w celu zdobywania lajków – może i dziwne, ale nie dla mnie. Początkowo, było mega trudno, bo jak już kiedyś wspominałem, Zoja jest chyba najbardziej fotografowanym dzieckiem świata, a już na pewno najbardziej ze wszystkich innych dzieci, które znam i w związku z tym mam kilka jej zdjęć, które naprawdę nawet mnie wgniatają w podłogę, a muszę zaznaczyć, że jestem bardzo krytyczny wobec swoich prac. Dodatkowo, każdy rodzic chce się pochwalić swoim dzieckiem, więc wiele razy naprawdę ciężko było mi znieść fakt, że wybraliśmy akurat tak, a nie inaczej. Jednak z drugiej strony pomyślałem, może to stanowić również ciekawą zmianę w sposobie fotografowania, bo oprócz standardowych, klasycznych napisałbym kadrów, w których najczęściej znajduje się twarz Zojki, postanowiłem również fotografować ją w taki sposób, aby móc to pokazać szerszemu gronu, jednocześnie nie łamiąc zasady, „ale tak, żeby nie było widać buzi”. I tym samym powstało sporo zdjęć ukazujących detale, części jej ciała, jak: rączka, nóżka, część buzi, włosy, ale też sporo zdjęć zrobionych zza pleców. Utarło mi się to do tego stopnia, że bez względu na to, czy robię córce sesję w domu, pstrykam jej zdjęcia w plenerze, czy fotografuję coś, co podciągnąć można jako reportaż, zawsze staram się zrobić też takie zdjęcie, które potem będę mógł wrzucić np. na stories. Przyznam się również, że prowadzę córce osobnego bloga, choć to raczej typowy pamiętnik, w którym każdego dnia od momentu jej narodzin pojawia się jej zdjęcie z krótkim opisem. Tym samym powstał już mega fajny dokument pokazujący każdy jej dzień od momentu narodzin do dziś, ale zarezerwowany jest jedynie dla nas, no i najbliższej rodziny. Wielokrotnie jednak chciałem i tutaj upublicznić jakieś fotografie Zoi, a dziś, dzięki temu, że fotografuję ją również w taki, napisałbym nieoczywisty sposób, mam ku temu okazję.
Nie będę tu opisywał trudności, wzlotów i upadków, udzielał rad, mówił, co trzeba robić, a czego się wystrzegać, bo nie taka moja rola, zostawiam to blogerom parentingowym, bo mimo że dla mnie ich wiedza jest równie wątpliwa, co moja, to jednak przynajmniej coś na tym zarabiają. Napiszę tylko, że ojcowie w dzisiejszych czasach nie mają lekko, szczególnie ci, którzy nie są jedynie niedzielnymi tatusiami, bo ci to mają naprawdę luźno, nawet bardzo, ale jeśli chce się być takim prawdziwym (w moim mniemaniu) tatą, to niestety łatwo nie jest. I wcale nie tylko dlatego, że często brakuje nam wzorców z własnego dzieciństwa, bo nie ukrywajmy, jeszcze 30 lat temu model ojca był zupełnie różny od tego, który dosyć powszechnie występuje obecnie, a nie mając wzorca, z którego można czerpać, trudno jest samemu starać się nim zostać. Moda na egalitaryzm jest wszechobecna i bardzo zauważalna, nie tylko mediach, ale stanowi również często trzon męskich rozmów przy piwie albo na siłowni, jak i damskich plotek przy kawie, to się po prostu dzieje samo i słusznie, bo nie ma w tym nic złego.
A co zmieniło się u mnie, bo to chyba najczęściej zadawane mi ostatnio pytanie. No cóż, kiedyś „włóczęga, król gościńców, pijak słońca wieczny, zwycięzca słotnych wichrów, burz i niepogody, lecę w prześcigi z dalą i złudą w zawody, niewierny wszystkim prawdom i sam z sobą sprzeczny. Pod gwiezdnym niebem w polu rozkładam gospody. Snem i płaszczem nakryty, śpię wszędzie bezpieczny. U głowy mej zatknięty kij, jak krzew jabłeczny, rodzi mi kwiat marzenia i owoc swobody”. A dziś? Hmm, pewnie wolelibyście, gdybym napisał, że na kanapie przed telewizorem, albo z piwem na leżaku, co? No, sorry, tu małe rozczarowanie, bowiem dokładnie taki sam, tyle, że z córką.