Egodrop: Aes Dana


✓ BIG IDEAS HAVE SMALL BEGINNINGS…

Aes Dana to solowy projekt, za którym stoi chyba jedna z najbardziej wyrazistych postaci w świecie muzyki psybient – Vincent Villuis. Francuz z pochodzenia, muzyk z zamiłowania. Nie będzie przesadą, jeżeli napiszę, że to właśnie dzięki jego produkcjom, jak i albumom wypuszczonym spod skrzydeł jego wytwórni, moja muzyczna świadomość przybrała zupełnie nowy bieg, a on sam nadał jej zupełnie innego znaczenia. Vincent Villuis, kompozytor i realizator dźwięku, DJ i współwłaściciel francuskiego labelu Ultimae Records od najmłodszych lat związany był z muzyką elektroniczną. Muzyka Vincenta to połączenie progresywnego brzmienia, przestrzennych wibracji i całego spektrum psychodelicznych, przestrzennych brzmień, które trudno jednoznacznie zdefiniować. Dla mnie osobiście, zetknięcie się z muzyką pochodzącą z francuskiej wytwórni Villuisa było swoistego rodzaju muzycznym „breakthrough”, czymś, czego długo się szuka, a gdy już się to odnajdzie, to wie się, że na pewno zostanie się przy tym na dłużej. Tak też się stało i choć miało to miejsce kilkanaście lat temu, to po dziś dzień albumy wydane przez ten label cenię sobie w sposób wyjątkowy i w ciemno zamawiam kolejne, mające się ukazać produkcje. Oczywiście, projektu Aes Dana miałem okazję wysłuchać w swoim życiu już nie raz i nie dwa, zazwyczaj na letnich festiwalach takich, jak np. portugalski Boom czy węgierska Ozora, ale jak dowiedziałem się, że ma być jednym z headlinerów na największym, polskim festiwalu muzyki i kultury psychodelicznej w Bieszczadach, wiedziałem, że muszę się tam pojawić, nawet gdyby nikt inny już tam nie grał. Niestety z powodu niesprzyjających warunków pogodowych festiwal został odwołany, organizatorzy ponieśli ogromne straty finansowe, a ja utwierdzony zostałem w przekonaniu, że na kolejny występ Vincenta będę musiał niestety zaczekać, przynajmniej do przyszłego roku.

Aes Dana

✓ THIS IS HOW I KNOW I AM ALIVE

Nie ma jednak tego złego.
W ramach akcji „Save GoaDupa Festival” ruszył w naszym kraju cykl imprez, który za cel postawił sobie uratowanie i przywrócenie do życia festiwalu w Bieszczadach. Jedno z pierwszych wydarzeń z tej serii odbyło się we Wrocławiu – organizatorzy zgotowali uczestnikom starannie wyselekcjonowany zestaw artystów muzycznych oraz wizualnych, a headlinerem wydarzenia był nie kto inny jak wspomniany wyżej, legendarny producent muzyki ambientowej z Francji i jednocześnie label manager Ultimae Records, sam Vincent Villuis, bardziej znany jako Aes Dana. To jak wygrać los na loterii. Baaang!


✓ I REALLY NEED A DAY BETWEEN SATURDAY AND SUNDAY

No to lecim na Wrocław, bo przecież grzechem byłoby odpuścić takie wydarzenie. Ostatnio na dobrej imprezie we Wrocławiu byłem chyba w 2011 roku, na festiwalu Audio-City, był to jednodniowy event, odbywający się w klimatycznych zakamarkach Browaru Mieszczańskiego, w którego ramach organizatorzy przygotowali przegląd alternatywnej muzyki elektronicznej, promujący między innymi takie nurty, jak: techno, drum’n’bass, dubstep, house oraz psytrance i z tego, co pamiętam, bardzo mi się tam wtedy podobało. Tym razem nie miałem kompletnie pojęcia, dokąd jadę, a szperając odrobinę w necie, dowiedziałem się jedynie trochę na temat samego venue, w którym impreza miała się odbyć:

„Pralnia znajduje się w sąsiedztwie starych fabryk i magazynów, na uboczu głównego, wrocławskiego szlaku imprezowego. To sprawia, że trafiają tu wyłącznie Ci najbardziej zorientowani w dobrej muzyce, szukający wyjątkowego miejsca klubowicze. Wyjątkowa przestrzeń – stworzona z myślą o szeroko pojętych działaniach artystycznych, wewnątrz której czekają na Was postindustrialne, przestronne sale, uzbrojone w najnowszą technikę, klimatyczne przydymione korytarze i iście surowe otoczenie. Budynek w XIX w. należał do największego w regionie browaru, a w latach 90-tych ubiegłego stulecia mieściła się tu pralnia przemysłowa z prawdziwego zdarzenia. Dziś to przestrzeń z duszą i niepowtarzalnym klimatem, który czuje się od przekroczenia drzwi wejściowych. Jeśli interesują Was ambitne i nieszablonowe projekty, [P] z pewnością jest idealnym miejscem dla Was. Pomimo ogromnej powierzchni, nie zapomnieliśmy o tym, aby wystrój dostosowany był do klimatu imprez, a m.in. wyznaczone miejsca do palenia oraz szatnie, strefa backstage, zorganizowany bar i duża ilość toalet zapewniały komfort naszym odwiedzającym.”
[source: www.pitupitu.pl]


Jednak to wszystko byłoby zbyt proste, bo ostatnio jakaś klątwa chyba ciąży nad transowymi eventami w naszym kraju, bo trudno o jakieś inne, bardziej sensowne wytłumaczenie. Dzień przed imprezą, na oficjalnej stronie wydarzenia na Facebooku pojawiła się informacja, że z powodów organizacyjno-prawnych niestety żadna z zaplanowanych w klubie Pralnia imprez nie będzie mogła się odbyć w ten weekend. Na szczęście (chwała im za to) organizatorzy zdołali przenieść imprezę do Centrum Koncertowego A2 (z czego akurat, przyznam, bardzo się ucieszyłem), bo niewątpliwie była to szansa na zaprezentowanie dekoracji i instalacji w tej pięknej i okazałej przestrzeni koncertowej. Niewielu promotorów muzyki elektronicznej miało wcześniej możliwość zorganizowania imprezy w takim miejscu i choć nigdy nie byłem w Pralni, to myślę, że zmiana klubu w ostatnim momencie wypadła jedynie na plus.


Na miejsce dotarłem ciut przed rozpoczęciem imprezy, wiec mogę śmiało napisać, że w klubie pojawiłem się jako jeden z pierwszych. Już po przekroczeniu progu wiedziałem, że będzie dobrze, to coś w rodzaju zamawiania dobrego jedzenia w restauracji, najpierw wybierasz, potem zamawiasz i już w momencie, kiedy kelnerka przynosi danie do stolika, wiesz, że był to wybór najlepszy z możliwych. Organizatorzy przygotowali dużą salę koncertową – naprawdę dużą, taką przez duże „D” i mniejszy, kameralny, bardzo przytulny chillroom, który znajdował się w namiocie na zewnątrz klubu. Dekoracyjnie klub przypominał raczej orbitalną stację międzygalaktyczną niż halę przystosowaną do imprez kulturalnych i eventów, którą liczyłem, że zastanę, ale czego można się spodziewać po kooperacji ekip: 2Deko, D44, Decodethecode, Vortex Visual Division, które stanowią dekoracyjną czołówkę w naszym kraju. Muzycznie, oczywiście też top notch, na próżno szukać dziury w całym, selektywny dobór artystów i odpowiedni podział na sceny sprawił, że było w czym wybierać i gdziekolwiek znalazłem się tej nocy, byłem zachwycony. Sam Aes Dana zagrał bardzo dobry set, oczywiście znalazły się tam leciwe, choć nadal porywające utwory, ale i nie zabrakło miejsca na nowe, których nie miałem okazji wcześniej słyszeć, a już na pewno nie w takiej aranżacji. Maestro stanął na wysokości zadania i zdecydowanie udowodnił, że prezentowana przez niego muzyka jest uniwersalna, ponadczasowa i bardzo uzależniająca. Fantastyczny set.

Tym razem nie będę rozpisywał się i tworzył peanów, jak to rewelacyjnie było na imprezie we Wrocławiu, bo właściwie każda impreza firmowana przez kolektyw EgoDrop zawsze trzyma ten sam, równy, wysoki poziom. W ciemno można kupować bilety, bo zapewniam, że jak oni zabierają się za organizację eventu, to nie może wyjść z tego nic przeciętnego.

Kurtyna.

Pełna fotorelacja tutaj: Click!

Close Menu