The Rising Phoenix

✓ GOOD VIBES ONLY

Impreza The Rising Phoenix była wyjątkowa (choć te organizowane przez ekipę EgoDrop wyjątkowe są zawsze, wystarczy raz się tam przejechać, by wiedzieć dokładnie, co mam na myśli) przynajmniej z kilku powodów. Kolejność zupełnie przypadkowa.

Powód pierwszy: impreza miała charakter jubileuszowy, bo 10 grudnia świętowaliśmy siódmą rocznicę istnienia kolektywu. Nie będę również i w tym poście wracał i nawiązywał do historii pierwszych imprez, pierwszego open air’a, który w ciągu lat przerodził się w największy w naszym kraju festiwal poświęcony tej kulturze, ani rozkładał na czynniki pierwsze etymologii i genezy nazwy grupy, bo pisałem o tym już nie raz. Jako że każdy powód do świętowania jest dobry, a imprez w Krakowie nie zwykłem opuszczać z przyczyn wiadomych, to pojechałem.

Powód drugi: była to pierwsza impreza klubowa po zakończonym sezonie festiwalowym. Pierwsza, mimo że grudniowa. 15 października miała odbyć się impreza w Centrum Kultury Rotunda, jednak miejscówka została zamknięta i niestety z przyczyn niezależnych od organizatorów impreza nie doszła do skutku. Od bieszczadzkiego festiwalu minęło ładnych kilka miesięcy, więc chyba wszyscy zdążyli już zatęsknić na Egodrop’owym szaleństwem.

Powód trzeci: dwa miesiące zajęło organizatorom znalezienie nowego miejsca, które miało zastąpić Rotundę i mimo że to Kraków, zadanie do najłatwiejszych nie należało. Okazuje się bowiem, że drugie największe miasto w Polsce wcale nie dysponuje wieloma obiektami, które spełniają odpowiednie warunki (mam tu na myśli przede wszystkim bezpieczeństwo, odpowiednią akustykę pomieszczeń, no i przede wszystkim pomieszczenie tej liczącej blisko tysiąc uczestników garstki). Poszukiwania zakończyły się na Zet Pe Te, w którym nigdy wcześniej nie miałem okazji być, więc kompletnie nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać, choć miałem raczej pewność, że jeśli Egodrop i spółka położą na tym swoją rękę, to na pewno słabo nie będzie. Wracając jednak jeszcze na chwilę do samej miejscówki, ekipa sama o sobie pisze tak:

Zet Pe Te to dom kultury w wersji 2.0. Miejsce, w którym sztuka spotyka się z kulturą alternatywną i inicjatywą społeczną. To także kierunek rozwoju dla nowoczesnych projektów oraz przestrzeń zrzeszająca ludzi kreatywnych. Prowokujemy do działania, ładujemy pozytywne akumulatory twórczości i szerzymy miłość do odważnego głoszenia swoich ideałów w szeroko rozumianej kontrkulturze. Organizujemy i wspieramy wydarzenia artystyczne i kulturalne, które tworzone są przez ludzi dla ludzi.

Zet Pe Te to miejsce historycznie i ideowo związane z dawną Cygarfabryką, która w 1958 roku przemianowana została na Zakład Przetwórstwa Tytoniowego. W naszym logo widnieje pracująca tu niegdyś polska Carmen – piękna Mańka, będąca największą inspiracją najgłośniejszego przedwojennego wodewilu pt. „Królowa przedmieścia” autorstwa Konstantego Krumłowskiego. Mańka jest z nami jednak nie tylko ze względu na miejsce i całą opowieść (którą będziemy Wam z przyjemnością snuć), ale przede wszystkim stanowi dla nas inspirację do przecierania nowych artystycznych szlaków i twórczego networkingu artystów z rozmaitych dziedzin. To muza przyświecająca idei Zet Pe Te, którą stanowi budowanie miejskiego ekosystemu pomysłów. Na naszych oczach rośnie prawdziwa wizytówka krakowskiej przestrzeni kulturalnej. (źródło: Facebook)

Powód czwarty: czy w ogóle potrzebny jest jeszcze jakiś powód? Ale skoro napisałem, to może dodam jedynie, że w ramach urodzinowego prezentu otrzymaliśmy trzy niezależne sceny muzyczne, na których znaleźć można coś dla miłośników bezbeatowego ambientu, relaksującego dubu, przez głębokie techno, progressive, full on, a nawet dark psytrance, aromatyczny chai shop, wyjątkowe instalacje, wizualizacje oraz inne prace znanych i lubianych artystów kolektywu Egodrop: 2Deko, D44, Decodethecode, Loop String Art Studio, Vortex Visual Division i specjalnych gości z Węgier – Mangro Forest Art Studio.

Prawda jest jednak taka, że bez względu na powyżej wymienione powody i tak nie opuściłbym tej imprezy, bo stęskniłem się już za tym specyficznym, jedynym w swoim rodzaju, krakowskim klimatem.

✓ MUSIC ALWAYS HELPS

Wydarzenie: The Rising Phoenix
Miejsce: Zet Pe Te, Kraków, PL
Data: 10.12.2016

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, kiedy dotarłem na miejsce, to świetna lokalizacja klubu. Znajduje się on właściwie w centrum Krakowa, w pobliżu świetna baza gastronomiczna, jakieś pubiki, mniejsze kluby, ogólnie mega pozytyw, dlatego że zazwyczaj tego typu imprezy organizowane są raczej w industrialnej zabudowie, jakichś opuszczonych fabrykach czy magazynach. Drugą rzeczą, na którą na pewno nie sposób było nie zwrócić uwagi, była kolejka ciągnąca się w nieskończoność. Nie pamiętam (no może z wyjątkiem zeszłorocznej imprezy, na której gościnnie zagrał Solar Fields) takich tłumów czekających przed wejściem do klubu. Przyznam, robiło to wrażenie, bo nie oszukujmy się, ludzie wiedzą, co dobre i nikt przy zdrowych zmysłach nie czekałby tyle godzin, gdyby nie miał gwarancji, że mu się to opłaci. Myślę, że wszyscy, którzy musieli zaczekać na otwarcie bram i swoje wystać, nie wyszli niezadowoleni. Muzycznie, jak zwykle, dla każdego coś miłego, jak wcześniej pisałem trzy sceny, gdzie w programie usłyszeć mogliśmy występy trójki artystów z Wielkiej Brytanii – prawdziwego weterana światowej sceny psytrance – Aphid Moona oraz wschodzących gwiazd, Psibindi i Wolf Techa. Dodatkowo, organizatorzy postanowili zaprezentować rewelacyjnych, rodzimych producentów – czyli projekty: JediMaster, Alien Translator i Red Sun Rising oraz całej gamy mniej lub bardziej znanych dj’ów. Prawdziwa muzyczna uczta podana w najlepszej, świątecznej zastawie. Yummie!

✓ STAY HUMBLE

Oczywiście przekroczenie bram klubu było jednoznaczne z wejściem w inny wymiar, odrealniony, kolorowy świat, bogaty w świecące dekoracje, wizualizacje, aromaty, ludzi, a właściwie wszelakie ich odmiany, począwszy od elfów, skrzaty, na wróżkach i trollach skończywszy. Trudno ubrać to wszystko w słowa, to po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Mimo że zaliczyłem już w swoim życiu sporo takich event’ów, to jednak za każdym razem robi to na mnie to samo, piorunujące wrażenie. Po prostu wow! Warto to przeżyć!

Jak zawsze warto było wybrać się do Krakowa, tym bardziej, że w 2016 roku klubowych imprez spod szyldu Egodrop było naprawdę niewiele. Nowa miejscówka spisała się rewelacyjnie, choć przyznam, że początkowo miałem pewne obawy. Już po pierwszych 15 minutach w środku wiedziałem, że były absolutnie bezpodstawne. Muzycznie i wizualnie – mistrzostwo świata, bo chyba trudno byłoby się czegoś przyczepić.
Teraz pozostaje czekać na kolejną edycję, która będzie miała miejsce w okolicach marca 2017 roku.

Pełna fotorelacja tutaj: Click!

Close Menu