Voyager Tales

Od jakiegoś czasu, rzadko mam okazję bywać na imprezach klubowych – natłok obowiązków, poświęcenie się innym dziedzinom i niestety słaba organizacja czasu sprawiły, że ostatni raz dobrej muzyki w klubie miałem okazję posłuchać w marcu, więc najwyższy czas było to zmienić. W pierwszą sobotę czerwca w Katowicach odbywała się kolejna, choć ostatnia już przed wakacyjną przerwą edycja imprezy spod szyldu Tales. Pisałem już o tym niejednokrotnie, ale gdyby ktoś nie wiedział lub nie miał okazji przeczytać, to jest to najstarszy cykl imprez skoncentrowanych wokół szeroko pojętej muzyki psytrance na Śląsku i jeden z najstarszych w kraju.

Wydarzenie: Voyager Tales
Miejsce: klub INQ, Katowice, PL
Data: 03.06.2017

Fluoro deco by Cyreal

✓ RADIATE POSITIVE VIBES ONLY

Tym razem gwoździem programu był pochodzący z Francji Thomas Dubreuil, który wystąpić miał ze swoimi dwoma projektami: Voyager i Altöm. Przyznam, że produkcje tego pierwszego projektu nie były mi wcześniej znane, jednak Altöm chyba dla każdego szanującego się psyfana powinien brzmieć znajomo. Stosunkowo stary, bo pamiętający początki nowego milenium projekt, zasilany był jeszcze przez Alexisa Corneta, jednak od jakiegoś czasu każdy z panów poszedł w swoją stronę, czego rezultatem był jednoosobowy live act w Katowicach. Pamiętam, że ich album „Hologram” wydany przez Neurobiotic Records w pierwszych latach nowego tysiąclecia podobał mi się na tyle, że maglowałem go non stop do znudzenia. I mimo że kilka lat później ukazał się ich kolejny album, to przyznam, że nie zrobił już na mnie takiego wrażenia. Być może spowodowane było to tym, że mój muzyczny gust nieco ewoluował i najpewniej słuchałem już wtedy ciut innej muzyki. Oprócz Francuza na imprezie zagrali również: Abyss, Huivico, Amb, Dextrino i rezydenci.

Zdjęcie idealnie oddaje atmosferę panującą na imprezie

✓ SILENT NIGHTS MAKE THE BEST MEMORIES

Nie zawiodłem się. Muzycznie było po prostu wybornie. Każdy z prezentujących się grajków stanął na wysokości zadania i wydaje się dał upust najwybredniejszym. Piszę tutaj zarówno o scenie main jak i chill, bo koniecznie wspomnieć trzeba o specyficznej synergii panującej między tymi dwoma miejscami, które oddzielnie tracą na swej sile, jednak razem działają cuda. Trudno mi sobie wyobrazić imprezę, na której całą noc zmuszony jestem spędzić w jednym miejscu, słuchając jednego gatunku muzyki (nawet tej ulubionej). Nie sposób nie wspomnieć choć słowem o niesamowitych dekoracjach, które tym razem pojawiły się dzięki Cyrealowi zza naszej południowej granicy. Od dawna należę do entuzjastów zafascynowanych wizualną sztuką tworzoną przez tego Czecha, więc tym bardziej ucieszyłem się na wieść, że tym razem to właśnie jego prace będą wisiały w klubie. I jak zawsze przyprawiły mnie o opad szczęki do poziomu parkietu. Niesamowite.

✓ THE SUN IS UP, THE SKY IS BLUE

Dobrze było. Z perspektywy tych wszystkich minionych lat, nadal śmiało mogę napisać, że bardzo lubię te imprezy. Pomijając już kwestie muzyczno-wizualne, to dobrze jest spotkać się tych kilka razy w roku w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi, z którymi widuję się tylko tam, zamienić z nimi dwa słowa, pośmiać się z tych samych głupot, porobić zdjęcia i wrócić rano do domu. Myślę, że to ostatnia impreza w klubie w tym sezonie, teraz kiedy wreszcie doczekaliśmy się wiosny, czas otworzyć sezon letnich festiwali, na które, przyznam, nie mogę się już doczekać. The sun is up!

Pełna fotorelacja tutaj: Click!

Close Menu