✓ GREATER THINGS ARE STILL TO BE DONE IN THIS CITY
Belgrad to jedna z niewielu europejskich stolic, w których nie tylko prawie nic się nie dzieje, ale w dodatku wieje nudą na kilometr, a nawet na pięć. Niby to centrum Europy, niby okno na Bałkany, niby miejsce, z którego wszędzie łatwo się dostać, niby piękne Serbki, spacerujące chodnikami, ale jednak w istocie to tylko betonowe miasto, w którym trudno czymkolwiek się zachwycać (no, może jedynie z wyjątkiem tych spacerujących chodnikami Serbek). Żar lejący się z nieba, nagrzane od słońca stare, zniszczone blokowiska, zgiełk i panujący na ulicach chaos, sporo bezdomnych psów i pijaczków na ławkach, to w skrócie wizytówka miasta, która raczej nie zachęca ani do długich spacerów pomiędzy kamienicami, z których odpada tynk, ani tym bardziej do spędzenia tam dwutygodniowych wakacji z rodziną czy przyjaciółmi. Zwiedzanie Belgradu przypomina trochę przechadzkę po starym osiedlu, bo gdziekolwiek nie spojrzysz, wszędzie bloki, żelbetonowe kolosy, ociosane, szpetne, wielopiętrowe bryły, które wyglądają dokładnie tak samo. Szkaradność. Obmierzłość. Szpetota.
✓ ALL WAR IS DECEPTION
Belgrad to największe miasto Serbii, położone przy ujściu Sawy do Dunaju, które liczy grubo ponad 1,5 miliona mieszkańców, ale nie mam pojęcia, co ci wszyscy ludzie robią w tej depresyjnej nieco metropolii. Myślę, że tylko fakt, że jest tam dużo słonecznych dni w roku sprawia, że stolica ta nie jest liderem na liście miast notujących największą liczbę samobójstw w Europie, bo gdyby przyszło mi opisać to miasto w dwóch słowach, użyłbym tych: brzydota i nuda! Mimo że doskonale zdaję sobie sprawę, że miasto wielokrotnie było świadkiem działań wojennych, ostatnich nawet nie tak dawno, bo jeszcze na początku lat 90-tych, to jednak wydaje mi się, że minęło już na tyle dużo czasu, by w jakiś sposób tchnąć w to miasto trochę nowego życia. Co więcej, mając kilka razy w życiu okazję przejechać przez całą, długą Serbię, śmiało mogę napisać, że w żaden sposób stolica nie odzwierciedla prawdziwego piękna tego kraju, bo Serbia jest cudowna. W porównaniu z krajami, które kiedyś tworzyły byłą Jugosławię, jak na przykład Chorwacja czy Czarnogóra, które ze względu na dostęp do morza są o wiele bardziej popularne turystycznie, uważam, że Serbia nie ma się czego wstydzić, choć to już temat na osobną dyskusję, ale mimo wszystko stolica tego urokliwego kraju pozostawia wiele do życzenia.
✓ THE HIGHER THE BUILGINGS, THE LOWER THE MORALS
Nie ma co się oszukiwać, do Belgradu celowo nie jeździ chyba nikt, na ogół przejeżdża się przez stolicę Serbii w drodze do Grecji, czasem do Bułgarii i spędza się tam kilka godzin, po czym jedzie dalej z nadzieją, że nigdy się tam nie wróci. Wracają jedynie sadomasochiści i miłośnicy brzydoty. Turpizm panie! Turpizm w czystej postaci. Pewnie, gdyby Grochowiak mieszkał w Belgradzie, to wiersze spod jego pióra wychodziłyby sercem i duszą malowane, tyle tu inspiracji. Krótko i na temat, szału nie ma, bo Belgrad dla Europy jest mniej więcej tym, czym dla Polski jest Radom. Niby jest, ale rzadko znajduje się na folderach biur podróży.
✓ THE BEST IS YET TO COME
No, ale chyba jednak coś fajnego w tym Belgradzie musi być? Gdyby ktoś omyłkowo kupił tam sobie tygodniowe wakacje, bez możliwości przebookowania biletu, a ja miałbym mu coś polecić, to chyba zacząłbym od Splavovi. Najbardziej rozrywkowej dzielnicy miasta, gdzie podobno każdego dnia odbywają się liczne koncerty i nocne imprezy (podobno!). Ciągnąca się wzdłuż Sawy i Dunaju, gdzie zacumowane są barki, które pełnią funkcje klubów, barów, dyskotek i restauracji. Poza tym życie rozrywkowe w mieście nie istnieje, a przynajmniej mi nic na ten temat nie wiadomo. Jednak nie oszukujmy się, kto jeździ imprezować do Serbii? Na pewno nie jest to Ibiza i decydując się na serbski clubbing, to trochę jakby wybrać się do naszej Częstochowy czy Lichenia w nadziei, że może coś dobrego się trafi, szanse jednak raczej marne.
Zwiedzać za bardzo nie ma czego, sercem starego Belgradu i chyba największą atrakcją turystyczną, nie licząc cerkwi (a za zwiedzaniem kościołów raczej nie przepadam), jest Kalemegdan, czyli zabytkowa fortyfikacja położona w rozległym parku. Wystawione tam eksponaty to muzealne maszyny wojenne, począwszy od wyrzutni, na czołgach skończywszy – istny raj dla fanów militariów, którym niestety nigdy nie byłem. Gdyby ktoś miał ochotę, na terenie parku znaleźć można jeszcze antyczne wykopaliska, katakumby rzymskie, bramy historyczne, grobowce tureckie, a także muzeum wojskowe oraz ogród zoologiczny.
W Belgradzie byłem już po raz drugi, po raz drugi przekonując się, że nie jest to miasto, w którym chciałbym zostać na dłużej, po raz drugi nie znalazłem tam nic co na dłużej przykułoby moją uwagę i po raz drugi żałowałem, że nie miałem okazji spróbować lokalnego „street food”, o którym tyle pozytywnych opinii można znaleźć w przewodnikach. Zdecydowanie będę musiał wrócić, by to nadrobić.
A na koniec trochę kolorowych zdjęć, żeby nie było, że ta Serbia tylko taka czarno-biała: