✓ Rzepak na polach wydaje się tak żółty, jakby poprawił okolicę w programie graficznym
Kiedy kilka lat temu pojechałem porobić z córeczką zdjęcia w rzepaku, nie miałem jeszcze pojęcia, że przerodzi się to w cykl, który będę starał się praktykować przez kolejne lata. Miały to być zdjęcia zwyczajne, szybkie, bo z rocznym dzieckiem trudno o kilkugodzinną sesję z pięknymi, żółtymi kwiatami w tle. Zdjęcie, o którym dziś piszę, powstało przez zupełny przypadek i miało być tylko kolejną relacją na Instastory, pokazującą, jak idziemy sobie za rękę, odwróceni w stronę zachodzącego słońca. Celowo też zdecydowałem się właśnie na taką, a nie inną formę, bo chciałem, aby twarz Zojki nie była widoczna w social mediach. Jednak, kiedy wieczorem, na spokojnie w domu zasiadłem do postprodukcji, jakoś ujęło mnie to zdjęcie i to na tyle, że przez długi czas nie mogłem przestać koncypować, co z tym dalej zrobić. I wymyśliłem sobie, że pięknie byłoby przerodzić to w cykl i robić sobie takie zdjęcie każdego roku, aż do czasu, kiedy Zoja skończy 18 lat, a może nawet i dłużej. Obserwować to, jak się zmienia, rośnie, dorasta, podczas gdy ja będę robił się coraz starszy. Niezmienna pozostanie jedynie otaczająca nas, budząca się wiosną do życia natura, tryskające soczystą żółcią, kwitnące kwiaty rzepaku, no i to zachodzące słońce w tyle. Droga, po której idziemy również może być interpretowana jako symbol upływającego czasu, nieodwracalnego przemijania niektórych rzeczy, ale i zmierzania w pewnym celu. Może się to udać, tak wtedy pomyślałem…
Cóż to jest za szalony rok? Podobno luty był najcieplejszym w historii pomiarów, w marcu padły jakieś nienaturalnie wysokie temperatury, a z początkiem kwietnia zakwitł rzepak. Może nie należę do wybitnych znawców gatunku ozimych, ale wiem (z doświadczenia), że na zdjęcia w rzepaku jeździłem zawsze w maju. A tu już z początkiem kwietnia rzepak rozlał się swoją żółcią po okolicznych polach. Najgorsze jednak, że przyszło też ochłodzenie i to takie konkretne, z przymrozkami i wtedy mój uśpiony, botaniczny instynkt podpowiedział mi, że jeśli się nie uwinę, to może być tak, że zdjęć w tym roku w rzepaku nie będzie. Tyle, że dla mnie to już tradycja, to jak Boże Narodzenie bez choinki, jak wakacje bez festiwalu, albo jak pierogi ruskie bez śmietany – no, nie da się! Mimo że było bardzo zimno, co zresztą widać po naszych ubraniach, było mega błoto, to jednak udało się znaleźć okno pogodowe. Szybkie spakowanie się do samochodu i już za chwilę wesoło, utaplani błotem po kostki maszerowaliśmy dzielnie przez pola rzepaku. Nie było w tym roku czasu na zmiany obiektywów, szukanie odpowiednich kadrów, czy zabawy w ustawianie się, bo było na tyle zimno, że wszystkie parametry ekspozycji musiałem ustawić w samochodzie. Światło było jednak piękne i niesamowicie podkreślało budzącą się do życia zieleń, no i oczywiście żółty kolor rzepaku. Tak, czy inaczej udało się! Mam piąty już do kolekcji kadr, kiedy idę z córką za rękę, właściwie nie wiadomo dokąd. Jeszcze tylko 13 takich zdjęć i będę spełniony.
Na koniec, jak co roku chciałem jeszcze podziękować mojej Kasi, za cierpliwość i że znosi te wszystkie moje pseudoartystyczne zapędy. Love u!
:*
Peace!