Pablopavo

⤗ YOU NEVER KNOW WHICH GIG IS GOING TO BE YOUR LAST

Mimo że ostatnia impreza Egodrop w Krakowie (o której pisałem TUTAJ) miała być moją ostatnią imprezą klubową tego roku, to jednak szybko okazało się, że mój kalendarz imprezowy 2018 nie został jeszcze ostatecznie zamknięty. Całkiem spontanicznie wybrałem się do katowickiego Jazz Clubu Hipnoza na koncert Pablopavo, który zorganizowany został z okazji 20-tych urodzin Stowarzyszenia Inicjatywa. Lubię Hipnozę, to jeden z tych klubów, do których zawsze będę miał sentyment i do których zawsze będę wracał z przyjemnością. Nie tylko dlatego, że chodziło się tam na piwo w przerwach między wykładami, kiedy byłem jeszcze studentem, wcale nie dlatego też, że zaliczyłem tam kilkadziesiąt naprawdę dobry koncertów, bo to właśnie Hipnoza była kolebką undergroundu od wczesnych lat 2000, goszcząc takie projekty, jak chociażby The Cinematic Orchestra, Eabs, Vok i Bonobo, wcale też nie dlatego, że mają dobre, kraftowe piwo, a ich karta dań zawsze miała rewelacyjny stosunek jakości do ceny – głównie dlatego, że jest to jeden z najważniejszych klubów na imprezowej mapie i to nie tylko na Górnym Śląsku.

ఠ SATURDAYS, BIG SHIRTS, MESSY HAIR, MUSIC & COFFEE

Ale, co to w ogóle za koncert i kim jest ten Pablopavo? No właśnie! Kiedy po raz pierwszy usłyszałem jego muzykę, po prostu mi się spodobała, bez dogłębnego rozkminiania, rozkładania dźwięków na czynniki pierwsze, a tekstów na atomy. Po prostu wpadła mi w ucho – wiem, banalne, ale tak właśnie było, więc nie będę tu dopisywał spowszedniałych i przechodzonych ideologii, bo nie w tym rzecz. Nawet nie wiem, jak mógłbym sklasyfikować muzykę graną przez Pawła Sołtysa (frontmana projektu), to pomieszanie dobrej elektroniki z bujającym reggae, momentami skocznym rockiem, w połączeniu z rewelacyjnymi tekstami, które można wrzucić do szuflady z etykietą: poezja śpiewana. Niezły koktajl, co? Z reguły takie twory są przekombinowane i nie wychodzi z tego nic dobrego, ale w przypadku Pablopavo jest inaczej, polecam chociażby odsłuchać i zobaczyć wideo do kawałka “Ostatni dzień sierpnia” (link do YouTuba znajduje się na końcu wpisu), by przekonać się, że to naprawdę dobry sort. Swoją drogą, wzrusza mnie ten kawałek bardzo, choć ostatnio zauważam, że wiele rzeczy mnie wzrusza i to tak naprawdę, bo wydaje mi się, że kiedyś nawet nie rozumiałem, jakie to słowo ma kurwa znaczenie, ale tłumaczę to sobie tym, że się starzeję, więc wolno mi trochę więcej. Te teksty naprawdę niosą za sobą przesłanie i wystarczy się w nie wsłuchać, by zrozumieć, że mimo banalnego brzmienia, bo dotykają zwyczajnego życia i powracającej tęsknoty za miłością, to jednak w rzeczywistości treść jest zdecydowanie bardziej głęboka.

Występ potwierdza jego słowa, łącząc w sobie nostalgiczne melodie z PRL-owskich dancingów z utworami opartymi na jamajskim rytmie lub elektronicznym bicie. Zespół z godnym podziwu luzem meandruje pomiędzy kolejnymi gatunkami i trzymającymi w napięciu opowieściami. W końcu, jak twierdzi Pablopavo, współtworzą go przyjaciele, a on sam nie ma zadatków na tyrana. „Jestem oczywiście szefem tej orkiestry, ale myślę, że jestem takim szefem-kumplem, a nie szefem-bankierem”.
(source: www.ninateka.pl)

৩ Wydarzenie: Pablopavo i Ludziki | Pasimito | Rabbit on the Moon
৩ Miejsce: Jazz Club Hipnoza, Katowice, PL
৩ Data: 16.12.2018

⥉ GOOD THINGS COME IN GOOD TIME

Na koniec jeszcze kilka słów na temat supportu, bo wydaje mi się, że warto o tym wspomnieć. Jako pierwszy zagrał Rabbit On The Moon, czyli solowy projekt Michała Wajdzika-Radziejowskiego, który zaprezentował krótki, bo trwający jedynie pół godziny materiał i mam wrażenie, że chłopak jeszcze dobrze nie zaczął, jak już musiał kończyć. A jak mawiał pewny znany polityk, prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie, jak zaczyna. A tak serio, to mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję posłuchać Michała, by zweryfikować swoje zdanie na temat jego grania. Zaraz po nim wystąpił projekt Pasimito – jak sami o sobie mówią: jest to zespół niepokornych muzyków, skutecznie opierający się trendom mody i komercji na rzecz wyrażania własnego zdania muzycznego. Zadebiutowali w 2005 roku i od początku swojej działalności nie przestają zaskakiwać swoich słuchaczy. Na co dzień skromni i opanowani, na scenie eksplodują twórczą energią. Ich muzyka jest mieszanką wybuchową wielu gatunków muzycznych. Wyrafinowani słuchacze doszukają się tutaj elementów etno, jazzu alternatywnego czy ciężkiego brzmienia. Sami jednak nie stawiają sobie żadnych granic, ciągle poszukując nowych dróg, w których mogliby się realizować. Tym razem zagrali do dwóch filmów krótkometrażowych: „Podróż na księżyc” (reżyseria G. Melies) i „Symfonia diagonalna” (reżyseria V. Eggeling) i wyszedł z tego naprawdę konkretny performance – muzyka świetnie komponowała się z filmami, a całość tworzyła mega klimat. Podobało mi się to bardzo.

Pełna fotorelacja tutaj: Click!

Close Menu