Na zalanej słońcem łące

Czy to mało znaczy cieszyć się słońcem,
radośnie powitać wiosnę, zamyślić się,
związać koniec z końcem….

Samochód pędził szosą między polami rzepaku i łanami jeszcze zielonego, niedojrzałego zboża. Nagle zwolniłem, chciałem poczuć i chłonąć swojski zapach zbóż, ziół i kwiatów, napatrzeć się za wszystkie czasy, bo ten widok chyba nigdy mi się nie znudzi. W maju rzepak na polach wydaje się tak bardzo nienaturalnie żółty, tak żółty, że czasem myślę, że grafik przesadził z nasyceniem koloru, obrabiając go w jakimś programie graficznym. Ludzie, duchy, dobro, zło, niebo, piekło: to wszystko to nic innego, jak tylko zwykłe etykietki, nic poza tym. To my sami stworzyliśmy te przeciwieństwa: natura nigdy ich nie dostrzegała. W naturze nawet narodziny i śmierć nie były nigdy przeciwstawne – po prostu jedno stawało się przedłużeniem drugiego. Odkąd pamiętam, wiosna, a właściwie już późna wiosna, kojarzyła mi się z kwitnącym rzepakiem. Nawet teraz, kiedy dobrze się skupię, mam flashbacki z dzieciństwa, kiedy jako młody chłopak jeździłem na rowerze po lasach i polach, uwielbiałem zatrzymywać się, żeby coś zjeść właśnie gdzieś na miedzy pośród rzepaku. Pamiętam, że kromka chleba z dżemem nigdy później nie smakowała mi już tak bardzo. Pamiętam też, że kiedy po długiej, zimowej przerwie wyciągałem motocykl z garażu, aby udać się na pierwszą przejażdżkę, to właśnie towarzyszące mi pola i ten charakterystyczny zapach rzepaku utwierdzał mnie w przekonaniu, że sezon naprawdę się już rozpoczął. Od jakiegoś czasu, zawsze, gdy kwitnie rzepak, wybieram się też z aparatem, aby uchwycić tę chwilę i porobić jakieś zdjęcia.

W zeszłym roku, po raz pierwszy zrobiłem sobie zdjęcie z córką na tle opadającego słońca, idąc drogą, po obu stronach której kwitł rzepak. Spodobało mi się to zdjęcie, uważam, że ma w sobie coś naprawdę magicznego, na tyle magicznego, że postanowiłem powtórzyć to i w tym roku. Oczywiście, nie chodziło o odwzorowanie jeden do jeden, bo wtedy byłoby to nudne, ale ukazanie w podobnej scenerii mojej córki, która idzie ze mną za rękę. Pomyślałem sobie, że fajnie gdyby udało mi się wykonywać takie zdjęcie każdego roku, aż skończy 18 lat – mógłby z tego wyjść całkiem fajny cykl, który pokazywałby, jak rośnie i się zmienia, mimo że przyroda pozostaje wciąż taka sama. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Niestety, miejsce w którym byłem w zeszłym roku, nie nadawało się już, bo po przybyciu okazało się, że rzepak rośnie w tym roku tylko z jednej strony, więc trzeba było poszukać innej, podobnej miejscówki, co nie zajęło mi sporo czasu. Fajne jest to, że znów trafiłem na zbliżone warunki atmosferyczne, co w zeszłym roku – było po deszczu, na niebie było trochę chmur, a ziemia była mokra, przez co ładnie odbijała światło. Zdecydowałem się również (podobnie jak rok temu) użyć obiektywu szerokokątnego, Sigma Art 18-35, ogniskowa ustawiona najszerzej, jak to możliwe, przesłona f/7.1, czas 1/400 i ISO 100. Mimo że nie było tak doskonale, jak w zeszłym roku, to cieszę się bardzo z tego zdjęcia i już nie mogę się doczekać tego, które powstanie w przyszłym roku.

A jeśli ktoś ma ochotę wrócić na początek, zobaczyć, jak wyglądało to w zeszłym roku i co wtedy napisałem, to serdecznie odsyłam do wpisu: click!

Peace!

Close Menu