Manufaktura | Łeba

Henryk Płotka – właściciel, szef, piekarz i przesympatyczny człowiek

✓ BAKERS MAKE THE WORLD SMELL BETTER

Łeba kojarzyła mi się zawsze z małym, rybackim miasteczkiem położonym nad morzem, z ruchomymi wydmami w Słowińskim Parku Narodowym, na które po raz pierwszy wspinałem się, będąc jeszcze małym smarkiem, którego wysłano na trzytygodniowe kolonie nad morze. Gdybym miał dodać jeszcze kilka szczegółów, które przychodzą mi na myśl o Łebie, na pewno wspomniałbym o porcie morskim i o tym, że na wschód od miasteczka leży piękne jezioro, Sarbsko i na tym chyba moja wiedza na temat tego miasteczka się kończy, ot zwyczajna mieścina nad polskim morzem. Latem, w szczycie sezonu oblegana jest pewnie przez Januszy z wąsami, którzy wstają o 5 nad ranem i biegną na plażę, aby rozbić parawan, zajmując sobie, ale i całej rodzinie miejsce możliwie najbliżej morza, no bo jak inaczej. Na uliczkach unosi się zapach flądry, dorsza albo halibuta usmażonego na piękny, złocisty kolor, koniecznie podawanego z frytkami i sezonową surówką, a największą atrakcją dla dzieci są odpustowe karuzele, automaty do wyciągania maskotek, dmuchane zamki i inne tandetne atrakcje, które w każdym szanującym się, polskim kurorcie nadmorskim powinny się znaleźć. Nie brzmi to wszystko za dobrze, dlatego już od lat nie spędzam wakacji nad Bałtykiem i aby uniknąć tego wszystkiego, o czym pisałem wcześniej, wybieram zdecydowanie inne miejsca, jednak po sezonie to zupełnie inna bajka – Łeba, jak i pewnie inne nadmorskie miejscowości, zaczynają żyć znacznie wolniej i spokojniej. I to zdecydowanie bardziej mi pasuje, bo mimo że większość sklepów z kiczowatymi pamiątkami, produkowanymi w Chinach, jak i część sezonowych restauracji jest już zamknięta, to jednak tylko wtedy można udać się na spacer pustą plażą w słoneczny dzień, albo zobaczyć zachodzące słońce bez tłumu gapiów strzelających sobie selfiki.

Jednak na pewno, za nic w świecie, nigdy przenigdy nie kojarzyłbym Łeby z pachnącą świeżymi wypiekami piekarnią, przynajmniej do ostatniej wizyty w tym mieście, bo od teraz to właśnie piekarnia będzie pierwszym, co będzie pchało mi się do głowy na myśl o Łebie.


✓ THE SMELL OF A BAKERY

Pierwszy raz trafiłem tam zupełnie przypadkiem, takie wyjątkowe miejsca odkrywa się chyba najczęściej zupełnie przypadkiem – ktoś coś podszepnie, gdzieś coś się usłyszy, albo zatrzymamy się w miejscu, gdzie nie planowaliśmy tego zrobić i nagle okazuje się, że to miejsce staje się numerem jeden całego wyjazdu. Tak właśnie było i tym razem, pierwszy raz trafiłem tu w maju tego roku, kiedy miałem okazję być w Łebie (służbowo) na parę dni. Zapach i smak drożdżówek, których nigdy wielkim fanem nie byłem, sprawił, że odwiedzałem to miejsce każdego dnia rano. Dobra kawa, ciepłe bułeczki, które dopiero co wyszły z pieca, świetnie i gustownie urządzone wnętrze, a przy tym przemiła obsługa sprawiły, że już wieczorem, kładąc się spać, myślałem o tym, że rano znów przyjdę tu na śniadanie. Kiedy we wrześniu okazało się, że znów będę w Łebie, wiedziałem już, gdzie będę spędzał poranki przy śniadaniu i ponownie się nie zawiodłem. Całkiem dobra kawa (akurat co do kawy jestem bardzo wybredny, w końcu 'barista 2.0′), choć nie będę ukrywał, że to nie ona przyciągała mnie w to miejsce ponownie każdego dnia, a wypieki, które przypominały mi trochę o smakach dzieciństwa, kiedy np. nocując latem w namiocie, wczesnym rankiem chodziło się do piekarni po ciepłe bułki, takie prawdziwe bułki czy chleb, pachnące i chrupiące, bez zbędnych spulchniaczy, polepszaczy smaku – takie, które szybko stają się czerstwe, a nie jak te z Biedronki zachowują miękkość i świeżość przez kolejny tydzień. Tego smaku nie można pomylić ani zastąpić niczym innym, nic nie pachnie i nie smakuje tak, jak świeże pieczywo i można tu sobie pisać o glutenie, o tym, że białe pieczywo tuczy, jest kaloryczne i niezdrowe, to jednak dla mnie smak świeżego chleba, posmarowanego masłem nie równa się z niczym innym. Takie właśnie wypieki znaleźć można w piekarni Manufaktura w Łebie – magicznym miejscu, które zachwyca od momentu przekroczenia progu. Pan Henryk Płotka, który nie tylko jest właścicielem tego lokalu, ale też szefem, głównym piekarzem i pomysłodawcą, naprawdę mi zaimponował. Miałem okazję poznać tego skromnego człowieka osobiście, porozmawialiśmy o ciężkiej pracy piekarza, o tym, że niewielu młodych ludzi garnie się do tego fachu, a także o tym, że profesja ta skazana jest wkrótce na wymarcie, głównie przez komercyjne sieci handlowe, które oferują produkt tańszy i pozornie dłużej świeży. Na samych rozmowach jednak się nie skończyło, bo dzięki życzliwości Pana Henryka miałem przyjemność wziąć udział w warsztatach z wyrabiania i pieczenia pizzy. Było rewelacyjnie. Gość jest niesamowity, bardzo kurtuazyjny i widać, że ma pomysł na wszystko, co robi, bo Manufaktura to nie tylko piekarnia i wypieki, nie tylko warsztaty z pieczenia słodkich bułek, to także miejsce sztuki. Nazwanie tego miejsca galerią byłoby z mojej strony zdecydowanie zbyt przesadnym eufemizmem, ale zapewniam, że na sztukę możecie się tam natknąć. Pan Henryk swój wolny czas wypełnia, „dłubiąc”, bo to sprawia mu największą frajdę i, jak sam mówi, w rzeźbieniu znajduje relaks i odpoczynek, nie trzeba więc specjalnie wysilać wzroku, by trafić na jego twórczość zarówno w środku pomieszczenia, jak i na przytulnym dziedzińcu, który ma być dopiero rozbudowywany.


✓ BAKERS GONNA BAKE

Szczerze trzymam kciuki za tego człowieka. Wierzę, że jego pomysły i ciężka praca zostaną docenione, bo na pewno na to zasługuje. Poprosiłem go nawet o to, czy pozwoli sobie zrobić portret i mimo że na jego wykonanie miałem dosłownie 5 minut, a światło było fatalne, to jednak zdecydowałem się go zamieścić, bo uważam, że czasem ważniejsza od samej techniki jest wartość emocjonalna, przedstawiona na zdjęciu. Jeśli kiedyś będziecie w okolicach Łeby, to koniecznie tam zajrzyjcie, a na pewno wyjdziecie zadowoleni, bo takich miejsc jest niestety coraz mniej.

Na koniec mały fotograficzny offtopic, który nie dotyczy już tematu Manufaktury, a raczej skupia się wokół kilku popełnionych przeze mnie zdjęć na bosaka.