Łowca Świtów: Jezioro Goczałkowickie

Trafić na odpowiedni wschód lub zachód słońca to jedno z najbardziej zjawiskowych spektakli, jakie zapewne zaoferować nam może matka natura i mimo że właściwie występują one każdego dnia, to jednak w fotografii wciąż temat wydaje się być bardzo chwytliwy! Ta ulotna chwila, kiedy obserwować możemy wschodzące lub opadające za horyzont słońce, kiedy niebo zalane jest paletą kolorów, od pomarańczowych i bursztynowych po purpurę, róż i wszystkie odcienie niebieskiego, a chmury oświetlone w podobnie spektakularnym wachlarzu barw od lat kuszą fotografów i mimo upływającego czasu, nie przestają zadziwiać. Dobre wschody i zachody to nie te, gdzie niebo jest krystalicznie czyste i bezchmurne, te zazwyczaj są nudne i przewidywalne, idealnie jest, kiedy słońce podświetla chmury, dostrzegamy wtedy grę światła i cieni, i dopiero taki kadr bywa naprawdę spektakularny. Łowca świtów i zmierzchów może spędzić niezliczone godziny, dni, miesiące, a nawet długie lata w poszukiwaniu idealnego kadru, choć i tak nigdy nie ma gwarancji, że w końcu mu się uda. To trudna sztuka. Trzeba wstać z łóżka bardzo wcześnie rano (w przypadku wschodu), dotrzeć na miejsce, odnaleźć punkt, gdzie słońce rzeczywiście wzejdzie lub opadnie za linię horyzontu, ale także pomyśleć o tym, jakie inne obiekty i cechy krajobrazu mogą być oświetlane lub rzucane w cień w miarę „poruszania się” słońca po niebie. Potem znaleźć odpowiedni spot, rozłożyć statyw, ustawić parametry ekspozycji i czekać w nadziei, że pogoda będzie łaskawa.


Nareszcie! Czekałem na ten moment, naprawdę długo czekałem, a jak wiadomo – wyczekane smakuje najlepiej. Sporo czasu minęło, odkąd udałem się na ostatni wschód słońca, który przyniósł jakieś dobre kadry, bo niestety, ale z kilku ostatnich wyjazdów wracałem bez dobrych zdjęć. Co tu dużo pisać, nie zawsze warunki pogodowe sprzyjają, często bywa tak, że chmury są zbyt nisko i są na tyle gęste, że całkowicie przysłaniają słońce i wtedy trzeba nacieszyć się po prostu czasem spędzonym ze sobą samym, bardziej niż dobrymi zdjęciami. Tym razem jednak było inaczej, w końcu się udało, mimo że prognozy pogody sprawdzane dzień wcześniej wyraźnie wskazywały, że raczej nie ma sensu wstawać wcześniej z ciepłego łóżka, pakować cały szpej i targać go gdzieś nie wiadomo gdzie, to jednak człowiek przekorną istotą jest. I jak dobrze, że czasem okazuje się to być całkiem pozytywną cechą.

Wschody słońca podobnie jak nasze wspomnienia z dzieciństwa łączy ten sam rodzaj magii.
Jestem przekonany, że nie bierze się ona wyłącznie z ich piękna, ale przede wszystkim z ich ulotności.

Jako że Łowca Świtów to zdecydowanie jeden z moich ulubionych projektów, bo jak wiele razy już podkreślałem, niejednokrotnie potrafi dostarczyć spektakularnych wrażeń, a świadomość, że nigdy właściwie nie masz gwarancji, że fotki wyjdą tak, jak sobie zakładasz, sprawia, że w tym roku postanowiłem, że nie odpuszczę i muszę bardziej się na nim skupić. Zima to całkiem fajny okres na robienie zdjęć podczas wschodu słońca, bo nie następuje on, jak to ma miejsce latem o 4.30, tylko około godziny 7.00, więc nie muszę chyba wspominać, jak znacząco przekłada się to na ilość dodatkowego snu, prawda? Oczywiście, zimą zdecydowanie trudniej, przynajmniej mnie, wywlec się z łóżka ze względu na niekorzystną dla mnie temperaturę, bo ja zimy po prostu nie znoszę, więc na samą myśl, że muszę zmienić temperaturę otoczenia o jakieś 30 stopni, nie wpływa na mnie korzystnie. Ale czego nie robi się dla złapania dobrych kadrów? Wstałem bardzo wcześnie, za oknem było jeszcze totalnie ciemno, jedynie księżyc, gwiazdy i światło latarni gdzieś w oddali rzucały jakąś delikatną poświatę. Plecak spakowany, aparat, obiektywy, filtry, statyw, zapasowe karty pamięci, naładowane baterie, słuchawki, przygotowana playlista na Spotify, wytyczona trasa dojazdu na google maps – pozostaje zrobić świeżą kawę do termosu i można ruszać. Bez kawy byłoby ciężko.

Droga mija całkiem szybko, celowo w ostatnim czasie nie wybieram miejsc, które są w dużej odległości od mojego miejsca zamieszkania, bo wolę zostawić to sobie na cieplejsze dni. Słucham trochę jakiegoś podcastu, trochę muzyki i zanim się obejrzę, jestem już na miejscu. Do wschodu wciąż pozostaje mi prawie godzina, więc mam dużo czasu, by na spokojnie dojść do wybranego miejsca i znaleźć spot na odpowiedni kadr, to zawsze zajmuje mi sporo czasu, dlatego lubię być na miejscu z odpowiednim wyprzedzeniem. Na takiej wyprawie trzeba być bardzo zorganizowanym, wszystko musi odbywać się zgodnie z planem, bo jeśli zawiedzie choć jedna część, to niestety nie ma szans na dobre zdjęcie. Czasem może to być przybycie na miejsce o 10 minut za późno, czasem zapomni się spakować odpowiedniego filtra, nie naładuje baterii i cały misterny plan w…, no właśnie. Tym razem jednak wszystko odbyło się podręcznikowo. Kiedy wysiadłem z samochodu, poczułem, że zbliża się wiosna, choć słupek na termometrze na pewno tego nie potwierdzał, to jednak śpiew ptaków, zauważalnie budząca się do życia przyroda i ten specyficzny, unoszący się w powietrzu zapach, nie mógł być pomylony z niczym innym. Jak powiedział mój dobry znajomy: „nieważne, ile śniegu jeszcze spadnie i jaka będzie temperatura, proces się już zaczął i nic tego nie zatrzyma.” Miał rację. Lubię ten moment, tą ciszę dookoła, to przebywanie sam na sam z otaczającą mnie przyrodą – nie da się tego w żaden sposób opisać, ale wschody słońca, podobnie jak nasze wspomnienia z dzieciństwa, łączy ten sam rodzaj magii. Jestem przekonany, że nie bierze się ona wyłącznie z ich piękna, ale przede wszystkim z ich ulotności.

Jako że fotografowanie wschodu słońca to zawsze niezapomniane przeżycie dla miłośników natury i piękna krajobrazu, tym razem wybrałem się nad Jezioro Goczałkowickie – miejsce oddalone zaledwie 45 minut jazdy samochodem od mojego miejsca zamieszkania, ale czy ktoś powiedział, że piękne wschody zarezerwowane są tylko dla odległych miejscówek? No właśnie. Położona w powiecie pszczyńskim malutka miejscowość, Wisła Mała zaciekawiła mnie nie tylko swoim położeniem nad wspomnianym wcześniej jeziorem, ale przede wszystkim ogromną, bo aż piętnastometrową wieżą widokową, położoną tuż nad jego brzegiem. Będę szczery, nie przepadam za takimi konstrukcjami, zwłaszcza w górach, gdyż uważam, że nijak wkomponowują się one w otaczającą przyrodę i zwyczajnie zaburzają naturalny krajobraz. Wiem, że opinie mogą być podzielone, ale po prostu nie pasuje mi taka wieża na jakimś szczycie górskim i tyle. Oczywiście są wyjątki, dlatego że istnieją miejsca, gdzie wieże obserwacyjne przyjmują również inny charakter niż tylko atrakcji turystycznej, otóż mają pełnić dodatkową funkcję obserwacyjną dla ornitologów, miłośników ptaków oraz innej dzikiej zwierzyny i takie coś to ja rozumiem i szanuję – bardzo! Wieża, na którą udałem się tym razem w poszukiwaniu wschodu słońca, pełni właśnie też i taką funkcję, jako że kilka lat temu na środku akwenu zbudowano sztuczną ptasią wyspę, zauważono wystąpienie tam takich gatunków, jak: rybitwy rzeczne, mewy czarnogłowe, mewy śmieszki. Podczas wschodu słońca nad Jeziorem Goczałkowickim możemy obserwować piękne zjawiska natury takie, jak poranne mgły unoszące się nad wodą, ale i pojawiające się w tle góry Beskidy. Warto zwrócić uwagę na rybitwy i mewy czarne, które o tej porze poruszają się nad powierzchnią jeziora i tworzą niezwykłą scenerię. Fotografowanie wschodu słońca nad Jeziorem Goczałkowickim to prawdziwa gratka dla miłośników fotografii krajobrazowej. Warto zabrać ze sobą statyw i szerokokątny obiektyw, aby uchwycić całą panoramę jeziora i okolicznych gór. Można także spróbować zrobić zdjęcia ptaków, które o tej porze są bardzo aktywne i łatwo można uchwycić ich lot.

Jak widać, fotografia prawie zawsze kończy się na sprzęcie, ale, co ważne, zawsze zaczyna się w naszych głowach. To nie kto inny, jak my sami zawsze decydujemy o tym, kiedy chwycić aparat i uwieczniać ulatujący czas. Niesamowite zdjęcia często powstają w zupełnie niezaplanowany, spontaniczny sposób i jak widać, nie zawsze musi być to jakaś zorganizowana sesja, czy karkołomna wyprawa. Podsumowując, wschód słońca nad Jeziorem Goczałkowickim to niezapomniane przeżycie dla każdego miłośnika natury i fotografii krajobrazowej. Wieża widokowa, rybitwy i mewy czarne to tylko niektóre z atrakcji, które czekają na nas w tym pięknym miejscu. Jeśli szukasz idealnego miejsca do uwiecznienia tego magicznego momentu, to koniecznie wybierz się nad Jezioro Goczałkowickie i ciesz się jego urokiem!

Peace!

A to właśnie wieża z której robiłem zdjęcia.

Close Menu