
✓ I’VE GOT TWO PLACES I’D LIKE TO BE. PORTUGAL IS ONE.
Portugalia od zawsze należała do moich ulubionych krajów w Europie, w moim osobistym rankingu pokonuje inne kraje starego kontynentu nie tylko śródziemnomorskim, oceanicznym klimatem, nie tylko kuchnią, obfitującą w uwielbiane przeze mnie owoce morza, wcale też nie tylko kolonialną architekturą, czy śpiewnie brzmiącym językiem, po prostu jest to miejsce, do którego chce się wracać. I za każdym razem, kiedy muszę stamtąd wyjechać, obiecuję sobie, że to na pewno nie był mój ostatni raz. Mimo że w Portugalii, jak i samej Lizbonie miałem już okazję być wcześniej, to przyznam, że na tak długo (bo ostatnio spędziłem tam aż miesiąc) jeszcze nie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że każdy ma swój własny sposób na zwiedzanie i poznawanie miasta, to jednak pokusiłem się o moje osobiste MUST VISIT.
10 rzeczy/miejsc, które koniecznie trzeba zrobić/odwiedzić, mieszkając przez miesiąc w Lizbonie.


✓ 1. WYBRAĆ SIĘ NA SPACER ULICZKAMI ALFAMY
Absolutny MUST BE! Gdybym miał wybrać jedno, jedyne miejsce, do którego chciałbym się wybrać, albo polecić komuś, kto miałby jeden jedyny dzień w Lizbonie, bez wahania wybrałbym Alfamę. Jest to najstarsza dzielnica stolicy Portugalii i mimo że polecana jest chyba przez każdy szanujący się przewodnik turystyczny, to zdecydowanie mniej tu turystów niż w zatłoczonych Baixa, Chiado czy Bairro Alto. Oprócz wielu zabytków, kościołów (do których przyznam nie zaglądałem, bo zazwyczaj wyglądają podobnie i nie do końca mnie to interesuje), które są pewnie nie lada gratką dla turystów, dobrze jest zgubić się między wąskimi uliczkami, otoczonymi przez stare, nieodnowione kamienice, gdzie z okien zwisa zazwyczaj pranie. Mnóstwo tam zakątków, kawiarni, klubów, w których grają Fado. czy po prostu ławeczek, na których można usiąść i odpocząć, wspinając się po stromo nachylonych uliczkach. Podobno Kydryński pokochał tą dzielnicę tak bardzo, że na 40-te urodziny postanowił kupić sobie tam mieszkanie – przyznam, że doskonale go rozumiem, bo gdybym miał mieszkać w Lizbonie, to na pewno byłaby to Alfama.


✓ 2. SPRÓBOWAĆ JAK SMAKUJĄ ORYGINALNE Pastéis de nata
Ciasteczka Pastéis de nata to chyba najbardziej popularna i rozpoznawalna słodka przekąska w Lizbonie. Można je kupić właściwie wszędzie, sprzedawane są w cukierniach, kawiarniach, sklepach spożywczych, a nawet marketach. Podobno oryginalna receptura jest ściśle tajna, bo pierwsze Pastéis de nata były robione przez mnichów zamieszkujących klasztor Hieronimitów w Belem. Białka jajek były wykorzystywane do krochmalenia ich habitów, a z żółtek wyrabiali oni właśnie opisywane ciasteczka. Kiedy w XIX wieku klasztor został zamknięty, receptura została sprzedana rodzinie, która do dziś prowadzi kawiarnię tuż obok klasztoru – do której każdego dnia ustawiają się kilkudziesięciometrowe kolejki i mimo że wszystkie ciasteczka sprzedawane w Lizbonie wyglądają i smakują tak samo, to tylko te sprzedawane we wspomnianej kawiarni nazywane są Pastéis de Belem, a wszystkie pozostałe to Pastéis de nata.
Ja, mimo że za słodkościami nie przepadam jakoś szczególnie, mając miesiąc czasu, miałem okazję spróbować ich naprawdę sporo i przyznam, że na pewno można trafić na lepsze niż te z kawiarni w Belem. Idealne są ciepłe, posypane cynamonem, popijane dobrym espresso.

✓ 3. ZOBACZYĆ WIEŻĘ W BELEM (koniecznie nocą)
Jak już jesteśmy przy Belem, to zdecydowanie jest to dzielnica, w której warto zabawić dłużej. To właśnie stąd Vasco da Gama wyruszał na odkrycie drogi morskiej do Indii, to tutaj znajduje się wpisany na listę UNESCO, mierzący ponad 300 metrów klasztor Hieronimitów, którego kompozycja na pewno zachwyci wszystkich fanów architektury, tutaj też znajduje się Narodowy Pałac Betlejemski, który stanowi siedzibę prezydenta Portugalii, a także Centrum Kultury Belem, w którym można załapać się na koncerty, spektakle, galerie, wystawy i inne wydarzenia kulturalne. W Belem jest też słynne Muzeum Powozów i wspomniana przeze mnie kawiarnia Pastéis de Belem, która akurat jest nieco przereklamowana i myślę, że spokojnie można ją sobie odpuścić. Jednak na pewno warto zobaczyć wieżę Torre de Belem – za dnia niestety straszne tam tłumy i wieża traci na swym uroku, ale za to nocą…


✓ 4. PRZEJECHAĆ SIĘ TRAMWAJEM ALBO LEPIEJ WINDĄ
Żółty tramwaj to wizytówka Lizbony i chyba najbardziej kojarzący się z tym miastem detal, który można znaleźć na prawie wszystkich pamiątkach. Oczywiście najbardziej znany jest ten z numerem 28, który przejeżdża przez Alfamę, Baixa, Chiado i Bairro Alto, jednak żeby do niego wsiąść, trzeba sporo odstać w kolejce na Martim Moniz, naprawdę sporo, a kiedy już uda nam się wejść do środka, raczej nie ma co liczyć na miejsce, bo ludzie poupychani są w nim jak sardynki, dlatego zdecydowanie bardziej polecam jednak windy. A o co właściwie chodzi z tymi windami w Lizbonie? W Lizbonie mamy aż cztery windy: Elevador de Santa Justa, Elevador da Bica, Elevador da Glória i Elevador do Lavra. Najpopularniejsza jest winda Św. Justyny, która ma prawie 50m wysokości, jako jedyna porusza się pionowo w górę i służy głównie jako sztuczny punkt widokowy na dzielnicę Baixa i Chiado. Pozostałe windy wyglądają jak drewniane wagoniki tramwaju i poruszają się poziomo po szynach, przewożąc zarówno turystów jak i Lizbończyków po stromych uliczkach. Niby nic, ale jednak trudno szukać czegoś podobnego w innych europejskich miastach.



✓ 5. SPĘDZIĆ WIECZÓR W LX FACTORY
To miejsce, które raczej nie jest polecane przez przewodniki i chyba dobrze, bo dzięki temu nie jest oblężone przez turystów. LX Factory to zrewitalizowane tereny jakiejś starej fabryki, lofty, kontenery sztuki, pełne kolorowych murali, przykuwających wzrok graffiti, pracowni artystycznych, rękodzieła, niesamowitych restauracji, pubów sprzedających kraftowe piwa, kawiarni, cukierni, księgarni, sklepów z ubraniami, które stanowią prawdziwy raj dla artystów, fotografów, architektów wnętrz, malarzy, muzyków. Przepiękne miejsce! Można wybrać się tam na dobry obiad, wypić świetnie zaparzoną kawę z chemexu, posłuchać koncertu muzyki elektronicznej, albo po prostu zatrzymać na chwilę, by popatrzeć na nieszablonowo ubranych ludzi. Zdecydowanie polecam!



✓ 6. WYBRAĆ SIĘ DO SINTRY I CABO DA ROCA
Nie samą Lizboną człowiek żyje – miasto jest piękne, ale mając miesiąc do dyspozycji, warto ruszyć tyłek również w inne miejsca, tak prewencyjnie, żeby się nie opatrzyło. Całkiem niedaleko od Lizbony, bo zaledwie 30 km leży Sintra – mistyczne miasto, które zachwyca sięgającą 7000 lat wstecz tradycją widoczną za każdym rogiem. Nie jestem zwolennikiem historycznych miast, ale Sintra mnie zaczarowała, czułem się, jakbym przeniósł się w czasie, a kiedy wszedłem do ogrodów Quinta da Regaleira, przypomniała mi się czytana w dzieciństwie książka Burnetta, „Tajemniczy ogród” – to miejsce jest jak z bajki. Ogromne drzewa, wszystko porośnięte mchem, mnóstwo tuneli, studnia inicjacji, wieżyczki, symbole potwierdzają obecność masonerii oraz fascynację okultyzmem w Portugalii, na każdym kroku widoczna jest obecność epoki romantyzmu, niewytłumaczalnej alchemii, zaginionych skarbów templariuszy. Wow!
A z Sintry już całkiem niedaleko do Cabo da Roca, które jest najbardziej wysuniętym na zachód krańcem kontynentalnej Europy. Podobno wieje tu niemiłosiernie o każdej porze roku, a ogromne fale roztrzaskują się o wysokie klify, miejsce to nazywane jest końcem świata, a za czasów Vasco da Gamy nawet nim było. To tutaj fotografowie polują na najbardziej spektakularne zachody słońca, a wielu uważa, że nie ma piękniejszego miejsca na ziemi – ja jednak nie do końca się z tym zgadzam. Niestety na sam klif można dojechać autobusem, co niestety przekłada się na tłumy wygodnych ludzi, którzy jeżdżą tam strzelić sobie selfie. A wystarczyło przystanek zrobić 5 km dalej huehuehue…


✓ 7. ZALICZYĆ WSZYSTKIE PUNKTY WIDOKOWE
Właściwie nie wiem, dlaczego to zrobiłem, nie przepadam przecież za takimi miejscami, nie kręcą mnie ani ich walory fotograficzne, zawsze pełno tam ludzi, od których też raczej stronię (choć w centrum Lizbony to raczej trudne zadanie) i nigdy jakoś w sposób szczególny „widoczki” mnie nie bawiły. Są jednak dwa pozytywy zaliczania takich punktów: pierwszy, to wybrać się tam późną nocą, miejsca te są całkowicie puste, można jedynie trafić na jakąś miziającą się parkę, której najprawdopodobniej zepsujemy wieczór i dwa, zazwyczaj w takich miejscach podają bardzo dobrą kawę, więc warto na chwilkę przystanąć z filiżanką espresso, gapiąc się na dachy lizbońskich kamienic.


✓ 8. ZATRZYMAĆ SIĘ NA SHOTA GINJINHY
Że co? Ginjinia jest najpopularniejszym wiśniowym likierem serwowanym w Lizbonie i jej okolicach, najbardziej znany spot, w którym tłumnie zatrzymują się głównie lokalsi, znajduje się przy Rossio, na Largo de São Domingos. A na czym polega fenomen spożywania tego trunku? Otóż sprzedawany jest on wszędzie, coś na styl „street food”, tylko że to raczej „street drink”, Portugalczycy piją go w małych, plastikowych kubeczkach, najczęściej schłodzony, a turystom podaje się go w tzw. chocolate cups i smakuje wtedy trochę jak cukierek z wiśnią z bombonierki.


✓ 9. ZWIEDZIĆ BAIXA, CHIADO, MOURARIE, BAIRRO ALTO I INNE DZIELNICE
Koniecznie! Jak pisałem, gdybym miał wybrać jedną jedyną dzielnicę, na pewno byłaby to Alfama, ale kto mi każe wybierać? Każda z nich ma swój urok i tak samo warta jest odwiedzenia. Mouraria to chyba najbardziej kolorowa, mimo że chyba najbiedniejsza dzielnica miasta, to tutaj podobno narodziło się Fado i to tu należy się wybrać, aby go posłuchać. Graça, do której, żeby dotrzeć, trzeba pokonać dziesiątki, a może i setki schodów. Bairro Alto – zwana Erazmusową dzielnicą, uśpioną za dnia, która budzi się nocą i tętni życiem, oferując niezliczoną ilość knajp, klubów i pubów. Baixa i Chiado, które uznawane są za najbardziej „posh” dzielnice, w których znajdziemy drogie, markowe sklepy, wykwintne restauracje, prestiżowe butiki. Cais do Sodré – czyli ostatnia stacja zielonej linii metra, dawniej mieścił się tutaj port rybacki, dziś miejsce jest bardzo turystyczne ze względu na Time Out Market. No i Estrela, której też raczej nie powinno się omijać.



✓ 10. WYPIĆ KAWĘ I ZJEŚĆ ŚNIADANIE W JEDNYM Z TYCH MIEJSC
To powinien być punkt pierwszy, bo to chyba najbardziej urzekło mnie w Lizbonie i z tym już na zawsze będzie mi się kojarzyła, mam zamiar poświęcić tym miejscom osobny wpis, bo zrobiłem w nich mnóstwo zdjęć, zjadłem jeszcze więcej pysznych rzeczy i to właśnie one będą dla mnie wizytówką stolicy Portugalii.
I basta!

