Last Tales

✓  THANKS FOR THE MEMORIES

Są w życiu pożegnania, na które nigdy nie będziemy gotowi. O klubie INQ pisałem już multum razy, że to perełka na undergroundowej mapie clubbingu w Polsce, że miałem okazję spędzić tam długie godziny, które definitywnie wpływały i pogłębiały moją muzyczną świadomość, że ludzie w tym miejscu tworzyli jakiś magiczny organizm, który równomiernie pulsował w rytm grywanej tam muzyki elektronicznej wszelakiej maści – od house’ów, drumów, techno, transów, dubstepów i pewnie po milion innych, których nawet nie potrafiłbym teraz sklasyfikować. W dobie ery promowania kiczu, szerzącej się ramoty i plastikowej tandety, miejsce to było prawdziwą alternatywą, Mekką dla wszystkich fanów ambitniejszych, offowych dźwięków na Śląsku. Nie oszukujmy się, przecież każdy, kto choć trochę siedzi w muzyce niekomercyjnej na ziemi śląskiej, musiał w INQ być i jestem przekonany, że nie były to incydenty. Nie jestem nawet w stanie przypomnieć sobie, kiedy trafiłem tam po raz pierwszy, ile miałem wtedy lat i jaka to była impreza, wiem jednak, że to musiało być cholernie dawno temu – podejrzewam, że wiele osób, które chodzą tam teraz na imprezy, mogło w tym czasie bawić się jedynie na balu przebierańców w przedszkolu i mimo że przez ten długi czas naprawdę wiele się zmieniło, bo nie tylko wielu z nas wydoroślało, pozakładało rodziny, pozmieniały się panujące trendy w modzie, muzyce, a nawet sam klub doczekał się wielu zmian pod względem aranżacyjnym (wnętrze zostało kilkukrotnie przebudowane), to jednak coś przez te wszystkie lata pozostało niezmienne – ludzie. Nie wiem do końca, choć wielokrotnie się nad tym zastanawiałem, czy to miejsca tworzą ludzi, a może to ludzie tworzą miejsca, ale mimo minionych lat, atmosfera, jaka panowała w tym klubie, była niezmienna i wyjątkowa. To było coś, czego „zazdrościli” nam inni i bardzo często podczas rozmów z headlinerami imprez, którzy na co dzień grywają w klubach w Niemczech, Austrii, UK czy na Węgrzech, słyszałem, że klimat, jaki zastali w INQ, jest jedyny w swoim rodzaju. Może dlatego, że konsoleta nie była umiejscowiona gdzieś na piętrze, tylko na wysokości bawiących się ludzi? Może dlatego, że wszyscy się tam znali i dzięki temu było trochę jak na domówce? A może po prostu te mury miały w sobie jakąś hipnotyczną moc, którą trudno po ludzku wyjaśnić? Nie wiem i zapewne na te pytania nie uzyskam już raczej odpowiedzi, bo, mimo że już nie raz i nie dwa mówiło się o zamknięciu klubu, to jednak zawsze okazywały się to albo plotki, albo jakimś cudem klub udało się uratować. Tym razem jednak jest inaczej, Rubikon został przekroczony, a klub zostaje definitywnie zamknięty.

✓  GOSSIP DIES WHEN IT HITS TRUTH

22 listopada na Facebooku na oficjalnym fanpage’u klubu pojawił się komunikat: Kochani Klubowicze! Pomału zbliżamy się do końca działalności INQbatora. Niestety, to nie kolejna plotka, lecz najsmutniejsza prawda, która rozrywa nam serce i ściska za gardło. Na zawsze w nogach i sercach ❤ Przyznam, że kiedy dostałem tą wiadomość na WhatsAppie, zaniemówiłem na tyle, że napisałem od razu do Kai (która przez lata pełniła rolę menadżera klubu i to takiego, który zasługuje na ogromny medal, bo robiła to mistrzowsko), żeby zdementowała plotkę, ale niestety dowiedziałem się tylko, że decyzja jest nieodwołalna. Szkoda. Nawet bardzo, bo z imprezowej mapy Polski znika właśnie legendarny klub i nie są to krokodyle łzy z mojej strony, tylko szczery żal, bo do INQ na imprezę już się niestety nie wybiorę.

✓  THE FINAL TALES

15 lutego 2020 roku odbyła się też ostatnia edycja imprezy pod egidą „Tales” w tym klubie i podobnie jak podczas minionych 60-ciu imprez z tej serii była to prawdziwa petarda. Żeby uczcić i godnie pożegnać się z murami INQ, organizatorzy jako gwoździa programu zaprosili Charlotte Lohmann i Ryana Smith, których bardziej kojarzyć można jako projekt Triforce. Jest to australijski duet, który w swoich produkcjach łączy zarówno brzmienia dark techno jak i progressive trance. A fakt, że w ciągu minionych dwóch lat zagrali na najważniejszych psytransowych festiwalach w Europie, utwierdza jedynie w przekonaniu, że muzyka, którą robią do przeciętnych nie należy. Zagrali rewelacyjnie, zresztą nie tylko oni, bo tej nocy zarówno na scenie main jak i chill grali wszyscy, którzy z Talesami byli związani od początku, tj. od pierwszych imprez i mimo że nie będę się tu rozpisywał osobno nad każdym setem, to myślę, że trudno byłoby mi wyobrazić sobie lepsze pożegnanie. Tą imprezą kończy się dla mnie pewien bardzo ważny rozdział w moim życiu, bo z INQbatorem mam mnóstwo wspaniałych wspomnień, poznałem tam setki fantastycznych osób, wykonałem tysiące zdjęć i przeżyłem niezapomniane chwile, mimo że może zabrzmi to z lekka patetycznie, a może i ciut sentymentalnie, to jednak gdzieś tam będzie mi brakować tego miejsca. Na koniec wypada mi napisać jedynie – dziękuję.

Pełna fotorelacja tutaj: Click!

Close Menu