Wielki Fistach

To prawda, że przygoda bez odrobiny stresu i lęku nie byłaby przygodą piękną,
ale jakąś taką byle jaką, bo coś, co przychodzi bez trudu, w konsekwencji nie daje żadnej satysfakcji.

Przygody, spontaniczność, spanie pod gołym niebem, biwakowanie i zwiedzanie – to wszystko brzmi jak opis wakacji marzących się każdemu z nas. No, może prawie każdemu, bo zapewne są i tacy, którzy w wakacje wolą nosić bransoletkę z dumnie brzmiącym grawerem „all inclusive”, ale nie o nich dziś. Te wszystkie wcześniej wymienione elementy to zdecydowanie coś więcej niż tylko sposób na urlop. To sposób na ucieczkę od codziennej rutyny, na naładowanie baterii i na poznanie siebie oraz otaczającego świata w zupełnie nowy sposób. W dzisiejszym świecie, gdzie większość czasu spędzamy w zamkniętych pomieszczeniach, zapatrzeni w ekrany urządzeń elektronicznych, niezwykle ważne jest spędzenie większej ilości czasu bliżej natury, na świeżym powietrzu, ale też oderwanie się od cyfrowej rzeczywistości. Przygody, które pozwalają nam odkryć piękno natury i cieszyć się wolnością, którą często tracimy w życiu codziennym. Dlatego właśnie chciałbym dziś przedstawić Wam coś zupełnie nowego, coś, co od dawna było moim wielkim marzeniem i właśnie się spełniło.

Marzenia są przecież po to, aby je spełniać. To motto towarzyszy mi od najmłodszych lat i zawsze starałem się działać zgodnie z nim. Dziś, jako dorosły człowiek wiem, że spełnienie marzeń wymaga nie tylko odwagi, ale przede wszystkim ciężkiej pracy i wytrwałości. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, ale trzeba walczyć i dążyć do celu, nie poddawać się na drodze do ich realizacji, bo przecież nie ma nic piękniejszego niż chwila, gdy uda się osiągnąć upragniony cel – poczucie spełnienia i ta niesamowita satysfakcja. W końcu życie jest przecież tylko jedno, a marzenia pozostają z nami na zawsze.

Może i jest w tym coś dziwnego, ale odkąd pamiętam od zawsze, kiedy moi rówieśnicy zachwycali się sportowymi samochodami, ja marzyłem o dużym vanie. Było coś w tych pojazdach, co przyciągało moją uwagę – przestronne wnętrze, możliwość zaaranżowania go na swoje potrzeby, wygodne fotele, które pozwalają odpocząć w trakcie dalszych podróży, no ale przede wszystkim możliwość nocowania w środku. Idealnie. Niestety cena jak i życiowe priorytety powodowały, że samochody te zawsze były poza moim zasięgiem… Do czasu.

To pierwsze zdjęcie jakie zrobiliśmy po zakupie.

Kiedy tylko udało mi się uzbierać wystarczającą sumę pieniędzy, postanowiłem spełnić swoje największe marzenie i kupić wymarzonego vana. Szukałem go przez długi czas, przeglądałem dziesiątki ofert i ciągle nie mogłem znaleźć idealnego pojazdu. Jednak po wielu miesiącach poszukiwań, w końcu udało się trafić na perfekcyjnego kandydata. Był w idealnym stanie, zadbany, z małym przebiegiem i dokładnie taki, jakiego szukałem. Kiedy tylko go zobaczyłem, wiedziałem od razu, że to on będzie moim wiernym towarzyszem w przyszłych podróżach i przygodach. Nie mogłem doczekać się, aby wyruszyć w swoją pierwszą wyprawę. Kiedy zapakuję wszystkie niezbędne rzeczy i ruszę w drogę, przez wiele godzin, obserwując zmieniające się krajobrazy za oknem, łapiąc wiatr we włosach, słońce na twarzy i z muzyką w tle – tak wygląda mój ideał podróży. A kiedy dojadę w jakieś piękne miejsce, po prostu zatrzymam się, zaparzę sobie dobrą kawę i będę godzinami wpatrywał się w stronę zachodzącego słońca, czując się wolnym i szczęśliwym, z dala od zgiełku miasta i trosk dnia codziennego. Teraz, gdy wiem, że razem z rodziną będziemy dzielić tę pasję, podczas której chcemy też nauczyć naszą córkę doceniania prostych rzeczy, uwrażliwić ją na piękno otaczającej natury i zaszczepić w niej ducha włóczykija, tym bardziej nie mogę się doczekać kolejnych wypraw i niezwykłych chwil spędzonych w drodze. Podróżowanie to nie tylko łapanie przygód, odkrywanie nowych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi i doświadczanie niezapomnianych chwil, to także, a może przede wszystkim budowanie silniejszych więzi i wspomnień, które zostaną z nami na całe życie.

Oczywiście, będzie się to wiązało z nowymi wpisami, mnóstwem pięknych zdjęć i filmów, którymi będę się z Wami dzielił. Panie i Panowie, projekt „Wielki Fistach” właśnie wchodzi w życie. Trzymajcie kciuki!

Na sam koniec jestem Wam winny wyjaśnienie, skąd w ogóle powstała nazwa dla naszego vana? Otóż, kiedy zastanawialiśmy się, jak ochrzcić nasze nowe dziecko, moja córka wpadła na pomysł, że będzie nazywał się Wielki Fistach – nazwa ta zaczerpnięta jest z jej ulubionej kreskówki, „Bluey”, gdzie w odcinku (co za ironia losu!) o kamperkowcach, Bluey wraz z rodzinką jadą zobaczyć posąg wielkiego fistacha. Dalej, jak się pewnie domyślacie, było już z górki, bo spodobało nam się to na tyle, że busik nie mógł nazywać się inaczej – bardzo to do niego pasuje.

Close Menu